Skutki ocieplenia klimatu już są widoczne w polskiej debacie: morze słów zalało wszelkie konkrety
W ubiegłą sobotę Małysz znowu przeleciał dwa razy nad czerwoną kreską i to było miłe, za to w niedzielę kibice przeżyli „lęk strachu”, jak to ujął jeden z moich przyjaciół, bo mistrz ledwie wylądował. Ale mistrz to mistrz i dał sobie radę. Natomiast relacje z jego występów, przeprowadzane w telewizji publicznej stają się nie do zniesienia i nic dziwnego, że kto może, wybiera pilotem Eurosport.
W ubiegłą sobotę dziennikarz TVP w ogóle nie był zainteresowany poziomem skoków. Interesowało go jedynie, ilu rywali wyprzedzi pewnego Norwega, bo od tego zależało, jaki trykot założy orzeł z Wisły. Każdy kibic życzy Małyszowi jak najlepiej, ale zupełnie nie rozumiem, dlaczego sprawozdawca zamienia się w szowinistyczną tubę propagandową i paple niczym polityk na wiecu wyborczym. Często się mówi o zaniedbaniach wychowawczych domu albo szkoły, zapominając o katastrofalnych skutkach powierzchownego, tendencyjnego i histerycznego tonu wypowiedzi nakręcających emocje i bez tego rozemocjonowanych młodych ludzi.
Pisuję w tym miejscu felietony; ta forma wypowiedzi toleruje skróty, przerysowania i błazeństwa, bo felietoniści liczą na to, że obiektywne raporty ukazują się gdzie indziej. Niestety, nader często okazuje się, że felietonowa mentalność zastraszająco się rozszerza i nawet tam, gdzie spodziewamy się rzetelnej analizy, prędzej otrzymamy komunał albo dowcip, ewentualnie sensację. Czytanie komentarzy politycznych stało się nieznośne, bo autorzy podzielili się na dwa obozy i mnogość podobozów; nie piszą już o tym, co się dzieje, tylko o swoich dolegliwościach wynikających z tego, że rząd ich nie słucha albo opozycja ich nie lubi. Często jest nawet gorzej: nie piszą o rządzie albo o opozycji, ale o swoich kolegach, z którymi akurat są w sporze.
Skutki ocieplenia klimatu już są widoczne w polskiej debacie: morze słów zalało wszelkie konkrety. Awantura nad Rospudą jest medialnie pasjonująca, wieszcz potrafiłby z tego materiału zrobić arcydzieło – w końcu duża bójka na podwórku przypomina w „Panu Tadeuszu” niemal bitwę narodów. Jednak wątpię, by przeciętny obywatel wiedział na ten temat więcej niż przedtem. Przepraszam: dowiedział się, że przez lata żył w nieświadomości istnienia niezwykłego skarbu narodowej natury. Wkrótce zacznie się dyskusja na temat budowy reaktorów jądrowych w Polsce. Już sobie wyobrażam to bicie piany! A potem się dziwimy, że młodzi mają dość tego gadania i wyjeżdżają do krajów, w których jeden błazen przypada na tysiąc fachowców, a nie na odwrót.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Maciej Sablik, matematyk, dziekan Wydziału Matematyki, Fizyki i Chemii na Uniwersytecie Śląskim