Zapewne znowu publicyści, będą się zżymać, że zamiast pracować, Polska korzysta z długiego weekendu, ale proszę się nie przejmować. Nie jest prawdą, że gdzie indziej żyją sami pracoholicy
Doczekaliśmy znowu wiosny, a co najważniejsze serialu (szkoda, że tylko dwuodcinkowego) świąt. Zapewne znowu publicyści, wsparci opiniami ekspertów, będą się zżymać, że zamiast pracować, Polska korzysta z długiego weekendu, ale proszę się nie przejmować. Nie jest prawdą, że gdzie indziej żyją sami pracoholicy. Dni świątecznych w cywilizacji zachodniej nie brakuje, nawet w Ameryce, gdzie zasadniczo ludzie pracują więcej niż w Europie, święta to rzecz święta i dni wolne od pracy przenoszą na poniedziałek, gdyby tak nie daj Boże miały wypaść w niedzielę. Poza światem kultury euro-atlantyckiej jest być może inaczej, ale, jak się zdaje, nawet Japończycy nieco bardziej sobie ostatnio folgują. Kto wie, może w końcu znajdą trochę czasu na gotowanie i nie będą serwowali surowych ryb, co może jest oryginalne, ale dziwne w sytuacji, gdy ludzkość od tysięcy lat potrafi posługiwać się ogniem.
W naszym kraju, pełnym paradoksów, jest parę milionów ludzi, którzy nie mogą znaleźć zajęcia, za to pozostali tęsknią do wypoczynku, bo pracują znacznie więcej niż to przewiduje jakakolwiek dyrektywa UE. Dlatego wypominanie świąt i sugerowanie nieróbstwa jest cokolwiek nieeleganckie. Zwłaszcza w kontekście setek tysięcy Polaków, którzy wyjeżdżają szukać pracy na Zachód i znajdują ją, między innymi dlatego, że „tambylcy” (czyli tubylcy, ale nie tu, tylko tam) nie do każdej roboty się garną, a może i nie do każdej tak się dobrze nadają jak nasi. Zaczęli to dostrzegać również zagraniczni inwestorzy, którzy w jakiejś ankiecie niedawno przeprowadzonej chwalili zdolności i wykształcenie Polaków.
Nareszcie! Przed siedemnastu laty, gdy „startowaliśmy” do nowoczesności, usłyszałem od pewnego Francuza, że nasze zaległości są niczym, bo dysponujemy prawdziwym bogactwem naturalnym: wykształceniem naszych obywateli. Przez lata bogactwo to jednak było traktowane bez entuzjazmu. Dopiero teraz zaczynają się lamenty, że nasza młodzież głosuje nogami przeciw różnym „imposybilizmom” w ojczyźnie i wyjeżdża.
Czyżby znowu mądry Polak po szkodzie? W przededniu święta 3 Maja trzeba przypomnieć, że jest to pamiątka chwili doniosłej w historii narodu, ale niestety zakończonej kolejną przegraną. Wydaje się, że znakiem nowych czasów jest rosnąca niechęć do przegrywania. Sześcioletni wnuk moich przyjaciół po kolejnej porażce w „chińczyka” nie był zbyt zadowolony. Gdy jednak dziadek dydaktycznie zauważył, że trzeba umieć przegrywać, Piotruś stwierdził: „ja umiem przegrywać, ale jeszcze nie umiem wygrywać”. Na pewno się nauczy.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Maciej Sablik, matematyk, dziekan Wydziału Matematyki, Fizyki i Chemii na Uniwersytecie Śląskim