Unia jest bardziej dokładna od niejednej pani domu, ale za to bardziej miłosierna
Mężczyźni nowocześni, na miarę naszych czasów, pod koniec Wielkiego Postu przeżywają okres radosnego przygotowania do świąt. Z zapałem szorują, czyszczą, gotują, w przeciwieństwie do zacofanych seksistowskich szowinistów, którzy nie mogą sobie znaleźć miejsca pośród tej krzątaniny. Pasta do podłóg powoduje u nich uczulenie, tarcie chrzanu wyciska łzy z oczu, i tak w ogóle czują się we własnych domach moppingowani (mopping to mobbing z użyciem mopa).
Ginący gatunek męskich pasożytów wymyśla więc różne zajęcia poza domem, byle zniknąć z zasięgu wzroku dzielnych istot, które postanowiły rewitalizować zasoby mieszkaniowe. Niektórzy wybierają się do najbliższego aquaparku, aby uczynić zadość tradycji dorocznej kąpieli okołoświątecznej. Inni, powodowani instynktem stadnym, wyruszają w teren w poszukiwaniu osobników z tym samym problemem. Jeśli mężczyzna jest politykiem, to znajdzie ich w sejmie albo w innej tego typu instytucji, gdzie porządki robi się raz na cztery lata (choć nawołuje się do nich częściej), a nie co Wielkanoc. Zwykli obywatele chodzą po zebraniach albo spotykają przyjaciół. Mnie ten trudny okres przedświąteczny przyszło spędzić w atmosferze europejskiej. Najpierw na pewnym zebraniu dowiedziałem się, że Unia jest bardziej dokładna od niejednej pani domu, ale za to bardziej miłosierna. Miłosierdzie polega na tym, że w budynku wystawionym za unijne fundusze obrazy leżą na szafach, ponieważ w planie nie uwzględniono gwoździ wbitych w ścianę. Każda ofiara wbijania gwoździ pochwali Unię.
Unię pochwalą też chłopi – tak myślałem, dopóki nie spotkałem jednego z nich, który upewnił mnie, że podobnie jak milionom rolników na całym świecie, jemu też nic się nie opłaca, a już zwłaszcza nieopłacalne są dopłaty z Unii. Jednak to dzięki Unii spotkałem go w mieście, bo przepisy zakazują mu wychodzić w pole między wrześniem a kwietniem. Dopłaty otrzymuje w zamian za wstrzemięźliwość w pracy. Jak tak dalej pójdzie, to z rolnika przekształci się w ogrodnika krajobrazu, który żyto, pszenicę i dzięcielinę stosuje li tylko do posrebrzania, pozłacania i żeby pejzaż rumieńcem pałał. Wstrzemięźliwie fetowaliśmy nasze spotkanie, bo z jednej strony post, a z drugiej któraś dyrektywa nakazała od niedawna ujawnianie prawdziwej zawartości butelek z winem. Okazuje się, że oprócz wina zawierają one również tajemnicze siarczyny. Wypiliśmy herbatkę, wspominając, jak to przed paru laty atakowano wina proste produkcji polskiej za obecną w nich siarkę. To może i męską absencję przedświąteczną zrehabilitują?
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Maciej Sablik, matematyk, dziekan Wydziału Matematyki, Fizyki i Chemii na Uniwersytecie Śląskim