Lewica już tak ma: miliard w tę czy w tamtą jest bez znaczenia. Najlepszy przykład to reforma systemu ochrony zdrowia, za którą to fantazję przyszło nam zapłacić sumy dużo wyższe od bajońskich
Zanurzyłem się w głuszy, żeby w spokoju poświęcić się czystej przyjemności studiowania matematyki. Co do matematyki – sprawdziło się, przyjemności też nie brakowało, tylko z głuszą był kłopot. Wszędzie jest pole – komórkowe oczywiście, a skoro telefonia dociera, to i Internet, i cały ten zgiełk. Dowiedziałem się więc, że natychmiast po wydrukowaniu mojego poprzedniego felietonu przestał on być aktualny, bo wielka nadzieja miłośników koloru pomidorowego właśnie zechciała kolejny raz zmienić zdanie na temat swojego uczestnictwa w życiu publicznym.
Jestem przeciwko dyskryminacji polityków – uważam na przykład, że powinno znieść się immunitet parlamentarny, bo skazuje on posłów na nierówność wobec prawa, które sami ustanawiają. Uznaję prawo polityków do własnego zdania. Mam jedynie kłopot z bilansem: te ich wahania są nader kosztowne. Gdybym należał do elektoratu Cimoszewicza, to bym w tej głuszy zaryczał jak ranny łoś z powodu milionów przepuszczonych na bezsensowną kampanię. Ale lewica już tak ma: miliard w tę czy w tamtą jest bez znaczenia. Najlepszy przykład to reforma systemu ochrony zdrowia, za którą to fantazję przyszło nam zapłacić sumy dużo wyższe od bajońskich.
W głuszy odnalazł mnie elektronicznie przyjaciel, złożony chorobą postępującą w miarę badań – mimo kolejnych reform lekarze nie ustają w uświadamianiu nam kruchości naszej egzystencji. Kamienice w naszym wieku podlegają nadzorowi konserwatora zabytków. Niestety, zamiast dostojnie murszeć, zachowaliśmy ciekawość świata, co niekorzystnie wpływa na stan naczyń wieńcowych. Przyjaciel leżąc, nasłuchuje radia i stuka na klawiaturze, więc przesłał mi ,,prasówkę”. Jak być zdrowym, skoro radio publiczne zawiesza satyryczny program ,,Zsyp” na okres kampanii wyborczej, by ,,młoda lekarka” nie ośmieszyła któregoś z kandydatów.
Czyż można ich jeszcze bardziej ośmieszyć? Jak być zdrowym, skoro radio publiczne jest chore? Pisze też o ustępującym prezydencie, który poleciał do USA a) na Mszę, b) żeby poprzeć prawicowego kandydata na gubernatora, c) żeby spotkać się z Arnoldem Schwarzeneggerem, dawniej zwanym drapaczem chmur w slipach. A z nim prezydentowa z krwawiącym sercem. Ledwo wyjechali, a już Cimoszewicz, którego oboje namówili do grzechu startowania w wyborach, wypiął się na prezydentostwo i parę milionów zwolenników. No i jak tu być zdrowym, skoro głowa państwa ani nie pamięta swoich korzeni, ani nie zna się na ludziach? III RP błaga nas, by ją odesłać do puszczy albo do Kalifornii – zróbmy to, będziemy zdrowsi.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Maciej Sablik, matematyk, dziekan Wydziału Matematyki, Fizyki i Chemii na Uniwersytecie Śląskim