O herezjach dotyczących wcielenia Syna Bożego mówi dominikanin o. dr Dominik Jarczewski.
Jarosław Dudała: Jakie są najpopularniejsze dziś herezje czy – mówiąc oględniej – błędy teologiczne, dotyczące Bożego Narodzenia?
O. dr Dominik Jarczewski: Jestem filozofem, nie teologiem i śledzenie herezji zostawiam Dykasterii Nauki Wiary... (śmiech) Natomiast tak już całkiem poważnie: aby mówić o herezjach, potrzeba w ogóle refleksji nad naszą wiarą. I naszym podstawowym współczesnym problem jest raczej to, że nasze chrześcijaństwo jest bezrefleksyjne. Nie pytamy o naszą wiarę, o jej treść. Sprowadzamy ją do mniej lub bardziej regularnej praktyki, jakiegoś tam życia moralnego, ale w imię czego, w imię Kogo, nad tym się już raczej nie zastanawiamy.
Czyli nie spotyka dziś Ojciec heretyków?
Tego też bym nie powiedział. Kościół rozróżnia dwa rodzaje herezji. Herezja materialna pojawia się, kiedy ktoś popadnie w błąd, ale nie zdaje sobie z tego sprawy. To niejako ryzyko wpisane w poszukiwania odpowiedzi na wcale nie tak łatwe pytanie, które stawia wiara. Nawet świętym zdarzało się w tym sensie błądzić! Natomiast grzechem jest tzw. herezja formalna, kiedy ktoś wie, że nauczanie Kościoła jest inne, a mimo to świadomie twierdzi coś przeciwnego. Jeśli uporczywie trwa w błędzie, nie przyjmuje correctio fraterna popełnia przestępstwo kanoniczne i zaciąga ekskomunikę. Proszę zwrócić uwagę, że w tej perspektywie zło związane jest nie tyle z błądzeniem, co z uporem, pychą.
Kiedy myślimy o Bożym Narodzeniu i przedrzemy się przez tę całą słodziutką, kiczowatą otoczkę, która bije z reklam i dekoracji w centrach handlowych, to faktycznie stajemy przed tajemnicą, która wymyka się naszemu pojmowaniu. Świętujemy fakt, że Słowo stało się Ciałem. Nieraz w Okresie Bożego Narodzenia usłyszymy te słowa z Ewangelii według św. Jana. Wyśpiewujemy je w przepięknej kolędzie „Bóg się rodzi”. Ale jak się głębiej zastanowić nad nimi, to wydają się totalną niemożliwością: w jaki sposób Bóg może stać się ciałem? W jaki sposób Nieskończony może przyjąć rozmiary skończone? W zdroworozsądkowym i filozoficznym myśleniu to się nie mieści. A jeżeli się nie mieści, to często decydujemy się pójść na skróty, zmiękczyć ten paradoks – i tak powstają herezje.
Jaka jest najpopularniejsza?
Znowuż, pewnie trudno byłoby znaleźć ludzi, którzy dziś powtarzaliby wprost tezy starożytnych herezji. Jak się nie poddaje wiary refleksji, to trudno pewnie sformułować herezję. Można jednak wskazywać na takie herezje na poziomie praktycznym. I w tym sensie herezją, która dziś szczególnie grozi nam w Kościele, jest monofizytyzm.
Na czym on polega?
W dużym uproszczeniu: monofizytyzm wychodzi od słusznego skądinąd zachwytu nad wielkością Boga i z postawy uniżenia wobec Niego. A skoro ten Bóg jest taki wielki, to człowiek okazuje się przy Nim bardzo mały. Dlatego monofizytom nie mieści się w głowie, że Jezus to i prawdziwy Bóg, i prawdziwy człowiek, jak mówi formuła dogmatyczna. Ich zdaniem, natura ludzka została w Jezusie zdominowana przez naturę boską i się w niej rozpłynęła. Zwróćmy uwagę, że tak jak w większości herezji, jest tu pewien element prawdy. W punkcie wyjścia mamy autentyczną pobożność. Ale kiedy jeden element wiary się przeakcentuje, a osłabi inne, dochodzimy do błędu. Ta herezja jest groźna, bo dotyka nie ludzi oziębłych, ale pobożnych.
Jakie praktyczne skutki ma błąd monofizytów?
Będą one dotyczyły zarówno tego, jak postrzegam moje człowieczeństwo, jak i spotkania z Bogiem. Zacznijmy od tego drugiego: z czym kojarzę duchowość? W jaki sposób spotykam się z Bogiem? Czy przypadkiem nie próbuję „przeskoczyć” nad moim człowieczeństwem? A Bóg nie stworzył mnie jako anioła i – żeby się z Nim spotkać – nie mam być nikim innym, jak człowiekiem.
I tu wracamy do postrzegania człowieczeństwa. Proszę pozwolić, że nie będę robił reklamy herezji, a skupię się na bogactwie, które niesie ortodoksja. A ona mówi, że Chrystus jest doskonały nie tylko jako Bóg, ale jest też doskonały jako człowiek. To niesamowicie ważne dla mnie! Chrystus stał się prawdziwym człowiekiem, żeby mi pokazać, jak wielka to rzecz. Wystarczy mi, żebym był człowiekiem. To jest naprawdę poważne zadanie. Bóg cię stworzył jako człowieka i nie masz być nikim innym. Nie ma w człowieku niczego, czego Bóg by nie ukochał.
A grzech?
Grzech jest ciałem obcym. Nie można sprowadzać mojego człowieczeństwa do grzechu. Bóg mnie powołał jako człowieka, więc chce mnie mieć jako człowieka. To brzmi jak oczywistość, ale ma niebanalne skutki na mojego życia.
Na przykład?
Czasem kiedy myślimy o naszych grzechach, dopowiadamy sobie: no tak, jestem człowiekiem, cóż więcej mogę zrobić? Te grzechy zlewają się z naszą istotą. Zawsze zwracam na to uwagę w spowiedzi, gdy ktoś wyznaje, że kłamie, nie modli się, oszukuje, przeklina… Mówię: owszem, te grzechy najwyraźniej często się w twoim życiu pojawiały, ale choć dziś wydaje ci się niemożliwe, żebyś je porzucił, nie ma w nich absolutnej konieczności. Dlatego wypowiedz je w czasie przeszłym. Powierzasz je Jezusowi, a On każdy z nich odpuszcza, niezależnie od tego, czy już nigdy się nie powtórzą. Nie są twoim przeznaczeniem, bo Twoim przeznaczeniem jest dobro. I choć dziś niektóre sfery twojego życia mogą ci się kojarzyć z grzechem, Bóg wszystko, co jest w tobie, stworzył ku dobremu. Trzeba to dobro tylko odnaleźć i z Jego pomocą urzeczywistnić.
I powiem jeszcze jedno w tym miejscu: Czy przypadkiem pokutująca w Kościele, karykaturalna wizja świętości jako doskonałości nie jest konsekwencją monofizytyzmu? Święty musi być niepokalany i jak już ktoś jest Bożym człowiekiem, to życie łaską impregnuje go na wszelkie błędy i niedoskonałości. Piękno ortodoksyjnej nauki o świętości polega właśnie na tym, że święty to taki sam człowiek, jak każdy z nas – żaden Herkules. Ale to życie z Bogiem, pomimo – a nieraz: poprzez – jego słabości, uświęciło go.
Jarosław Dudała Dziennikarz, prawnik, redaktor portalu „Gościa Niedzielnego”. Były korespondent Katolickiej Agencji Informacyjnej w Katowicach. Współpracował m.in. z Radiem Watykańskim i Telewizją Polską. Od roku 2006 pracuje w „Gościu”.