Błogosławieni miłosierni - Pogotowie miłości
Chcą pomagać słabszym i skrzywdzonym przez los. Biorą na siebie ogromną odpowiedzialność. Ich praca będzie trwała wiele lat. Być może nigdy nie usłyszą dziękuję. Pomimo wielu trudności, szczególnie natury psychicznej, obawy przed przyszłością i problemami, które mogą ich spotkać w pracy wychowawczej, zwykłe rodziny stają się rodzinami zastępczymi.
Najbardziej lubią siadać na kolanach
Obiad smakował dziś wszystkim. Po posiłku chwila odpoczynku. Nie ma czasu na oglądanie telewizji. Trzeba siadać do książek i nadrabiać zaległości w szkole. Dzieci mogą liczyć na pomoc mamy, niektórzy mówią do niej ciociu, albo taty – wujka. Barbara i Eugeniusz Wrona z Lisiej Góry są rodziną zastępczą dla szóstki rodzeństwa.
Sami mają trzech dorosłych synów. Najmłodszy Grzegorz, dziewiętnastolatek, powiedział, że chciałby mieć młodsze rodzeństwo. - Pomyśleliśmy wtedy o stworzeniu rodziny zastępczej, ale miała być dwójka - najwyżej trójka dzieci. A jest szóstka - śmieje się pan Eugeniusz. Przygotowania trwały dwa lata, dzieci przyjechały do nowego domu pięć miesięcy temu. Wcześniej były w ośrodku opiekuńczym, ich rodzicom odebrano prawa rodzicielskie.- Nie ma lekko – dodaje głowa rodziny.- Dzieci uczą się wszystkiego od początku, niestety ujawniają się złe nawyki. Ale jest coraz lepiej. Zwłaszcza Rafałek był bardzo zamknięty, bo chyba nigdy nikt go nie przytulał, ani nie całował. Kiedy wstawałem w nocy, aby zanieść go do ubikacji odpychał się ode mnie jak sprężyna. Teraz często dwoje czy troje dzieci siada na kolanach u żony.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
js