Córka, najstarsza z naszych dzieci, bywa nieraz leniwa. Tłumaczę, zachęcam, zmuszam do codziennej pracy.
Martwi mnie, że synowie, lat 6 i 7, którzy bardzo często podkreślają, że chcą coś robić tak jak tata, ostatnio coraz częściej mówią, że skoro tata nie idzie w niedzielę do kościoła, to oni też nie pójdą. Mąż się z tego śmieje, a ja czuję się bezradna i myślę, co będzie dalej.
Mama
Córka jest już pewnie po I Komunii, więc ma obowiązek uczestniczenia w niedzielnej Mszy. Poza tym naśladuje w tym mamę. Obecność w kościele jest dla niej naturalna, nie przychodzi jej na razie do głowy, że mogłoby być inaczej. Można się cieszyć, że mąż jest dla synów takim autorytetem. Warto w rozmowach z mężem podkreślać ten fakt, pokazywać mu, jakie to wielkie zobowiązanie i odpowiedzialność. Chłopcy przejmą od męża podejście do pracy, do ludzi, do obowiązków domowych. Sprawy religijnego wychowania dzieci powinny zostać przez Was omówione. W końcu podczas ich chrztu podjęliście pewne zobowiązania.
Niech to nie będzie zarzut ani powód do kłótni, tylko wyraz wielkiego zmartwienia i poczucia bezradności. Chłopcy powinni od I klasy regularnie uczestniczyć w niedzielnych Mszach. Mąż mógłby to poprzeć. Znam niejednego niepraktykującego ojca, który pilnuje, by reszta rodzina nie opuszczała Mszy. Jakby sam zagubiony i bezradny nie chciał, by coś takiego spotkało dzieci lub żonę. Może dla dobra swojego, dzieci i rodziny mąż wróci do świętowania niedzieli? Byłoby dobrze, gdyście znaleźli dla siebie miejsce w jakiejś wspólnocie działającej w Waszej parafii. Mogłoby to wiele zmienić w rodzinie. Poznalibyście nowych i wartościowych ludzi, dzieci też nawiązałyby nowe znajomości, otrzymały ciekawe wzorce. Zdaję sobie jednak sprawę, że moje rady to mogą być tylko pobożne, lecz nierealne życzenia.
Bardzo prawdopodobne, że mąż nie zechce zmienić swojej decyzji. Wtedy ważne, by dzieci zrozumiały, że to nie jest jakiś wydumany obowiązek. Można tłumaczyć, że tak jak dziećmi opiekują się rodzice, tak wszystkimi ludźmi opiekuje się dobry Bóg, który kocha każdego człowieka. Raz w tygodniu możemy Panu Bogu dziękować, odwiedzić Go, opowiedzieć Mu o radościach i kłopotach. Dlatego warto iść do kościoła, gdzie mama i siostra karmią swoje dusze. Dobrze by było tłumaczyć, że uczestniczenie we Mszy świętej to nie obowiązek, ale wielka radość. Samej trzeba w ten sposób do tego podchodzić, że to upragniona godzina tygodnia, gdy w jednym miejscu wszyscy są zjednoczeni i robią to samo – ksiądz, starsi, młodsi, kobiety, mężczyźni, dzieci. Można powiedzieć, że tato jako dziecko i młody człowiek nie opuszczał Mszy. I z pewnością wróci do kościoła za jakiś czas. W tej intencji można się gorąco modlić. Myślę, że mąż przynajmniej wesprze Panią w tym, by zachęcać, a potem nakazywać synom pójście do kościoła, że przestanie z tego żartować. Nieraz zdumiewałyśmy się z koleżanką katechetką, jak wielu chłopaków przybiega do szkolnej sali, gdzie odmawiana jest w czasie przerwy jedna dziesiątka Różańca. Nie są to wcale jacyś spokojni prymusi, wręcz przeciwnie. Dlaczego za kilka lat nie będzie ich w kościele? Czyżby im też zabrakło wzorów w rodzinie?
Jeśli chcesz zadać pytanie w sprawie problemów w rodzinie napisz do mnie ipaszkowska@goscniedzielny.pl lub na adres redakcji skr. poczt. 659, 40-042 Katowice
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Iza Paszkowska , polonistka, matka 4 dzieci