Prawo to nie narzędzie narzucania drugim własnych przekonań czy fasonu bycia.
Zwrócono mi uwagę, że podczas dyskusji po moim wykładzie na Ogólnopolskiej Pielgrzymce Prawników Polskich (7 bm.) nie odpowiedziałem na jedno z pytań. Stało się to wskutek przeoczenia. Ponieważ nie znam Pana, który poruszył problem, spróbuję podjąć go niniejszym – może czyta „Gościa Niedzielnego”?
Pytanie nawiązywało do głośnych przypadków: ucznia Indianina w szkole kanadyjskiej, który z racji przekonań nie rozstaje się z nożem, uczennic muzułmanek, upierających się przy chustkach na głowie, uczniów arabskiego pochodzenia czy ateistów protestujących przeciw krzyżowi w klasie szkolnej. Jak znaleźć zadowalające, respektujące godność ludzką rozwiązania prawne? Pytania bardzo konkretne i aktualne, decyzje podjęte w takich sprawach w Niemczech i we Francji stały się przedmiotem wielu gorących polemik. Co znaczy, że trudno o jednoznaczną uwzględniającą wszystkie aspekty odpowiedź. Co nie znaczy, by wolno było uchylać się od prób jej znalezienia.
Zacznijmy od stwierdzenia, że prawo to środek mający – przez ustalanie i stosowanie procedur rozwiązywania sporów – zapewnić pokojowe współżycie, ale prawem nie dosięga się problemów u ich podstaw. Prawem można zaprowadzić porządek wśród skłóconych ludzi, ale nie da rady naprawić kłótliwej natury ludzkiej: możliwości prawa są ograniczone.
I tu wysuwa się dwie koncepcje. Pierwsza: trzymać człowieka w garści, nakazywać, zakazywać, kontrolować, w razie czego złamać. Koncepcja siłowa, prawo wedle niej to wola silniejszego. Nie brak zwolenników takiego pojmowania „prawa”. A przecież ludzkość wielokrotnie doświadczyła okropnych tego skutków. Zostaje więc inna koncepcja: prawo ma pomóc człowiekowi być sobą. Ma chronić przed ingerencją z zewnątrz w sferę jego życia osobistego, więcej: ma pomóc mu rozwijać się. Prawo państwowe nie jest od tego, by formować człowieka według wzorca uznanego czy propagowanego przez prawodawcę, wzorce i ideały życiowe przekazuje się nie ustami, lecz innymi sposobami i drogami...
Trzeba tu atoli przypomnieć, że prawo jest potrzebne, bo człowiek nie istnieje sam, żyje wśród ludzi. Prawo ma go chronić przed ingerencją z zewnątrz, ale ma też chronić innych przed jego ingerencją w te sfery życia innych, które prawo u niego chroni. Prawo to nie narzędzie narzucania drugim własnych przekonań czy fasonu bycia, normy prawa ludzkiego nie są absolutne. Nie da się uzasadnić prawa, które nakazywałoby usunąć krzyż czy zdjąć chustki z głów tylko dlatego, że to kogoś drażni. Nóż to już sprawa bardziej złożona – ale przecież nie zniszczymy wszystkich narzędzi, które mogą być niebezpieczne.
A sedno problemu tkwi chyba w bezlitosnej postawie roszczeniowej, w postawie na forsowanie swych praw bez względu na drugich, w zachwianym poczuciu korelacji praw i obowiązków. Rektor naszego seminarium sprzed ponad pół wieku wciąż przypominał: miej wzgląd na drugich!
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
ks. Remigiusz Sobański, profesor prawa kanonicznego