Bogu potrzebni są ludzie dyspozycyjni – i to dyspozycyjni bardziej, niż oczekują tego szefowie najbardziej wymagających firm
Dużo radości spotkało mnie w czasie wakacji. Z Białorusi przyjechała siostra Katarzyna, czyli Kasia. Moja siostra, choć nierodzona, to przecież bardzo mi bliska. Mogliśmy trochę być razem. Naopowiadała mi dużo o pracy na białoruskiej prowincji, a i o sobie. W życiu sióstr zakonnych wiele spraw, okoliczności, adresów, ludzi zmienia się niepomiernie szybko.
Odzwierciedleniem tego są moje zapiski – kolejne Kasi adresy i telefony. Otóż opowiadając o tym, co już się wydarzyło i co jeszcze zmienić się może, Kasia powiedziała: „Żebym tylko nadążyła za Panem Bogiem”. Uderzyły mnie te słowa, wypowiedziane trochę z humorem, trochę z zatroskaniem. Za takim westchnieniem kryje się przeświadczenie, że w tym zakonnym kalejdoskopie życia, modlitwy, pracy (jakże różnej), służby, świadectwa jest zawsze zapisana kolejna cząstka Bożego planu.
Planu jej życia, a zarazem jakiegoś szerszego zamysłu, mającego na celu pomnażanie i utrwalanie dobra w świecie. Wiem, jak trudno bywa za tymi Bożymi planami nadążać. Dlatego Bogu potrzebni są ludzie dyspozycyjni – i to dyspozycyjni bardziej, niż oczekują tego szefowie najbardziej wymagających firm logistycznych.
Gdy Kasia wypowiedziała te słowa, zareagowałem trochę jak dziennikarz, od razu notując; trochę jak starszy brat, z troską patrzący na młodszą siostrzyczkę: Jak ona, taka mizerna, to wytrzyma? Wytrzyma, nie ma sprawy. Nie jest sama. Skoro właśnie tak stawia sprawę, wie, doświadczyła, przekonała się, że Bóg jest zawsze bardzo blisko człowieka. Byle tylko nadążyć za Nim. A to znaczy, że trzeba umieć w lot odczytywać Jego plany, myśli, zamiary. Trzeba znać Bożą strategię i Bożą taktykę. Potrzebna więc modlitwa, potrzebna zdolność wczuwania się w perspektywę szerszą niż tylko osobiste upodobania i chęci. Nie jest to łatwe i nie każdy potrafi temu sprostać.
Jestem przekonany, że świat nie mógłby istnieć bez ludzi, którzy potrafią odczytywać Boże zamysły i są w stanie z dziecięcą prostotą zaufać. Komu? Czemu? Poleceniom przełożonych? Owszem, ale nie o mechaniczne posłuszeństwo chodzi. Trzeba jakiejś intuicji, jakiegoś „szóstego zmysłu”, wielkiej wrażliwości, i na wewnętrzne natchnienia, i na zewnętrzne znaki. Trzeba wiary. I to jest sedno powołania, nie tylko zakonnego i kapłańskiego, ale też małżeńskiego. Po prostu – ludzkiego.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
ks. Tomasz Horak, proboszcz wiejskiej parafii Nowy Świętów