Jubileusze, emerytury i pytania o to, co dalej. Z roku na rok coraz bardziej zdaję sobie sprawę z tego, że niełatwo myśleć o tym „dalej”
Jubileusze, emerytury i pytania o to, co dalej. Z roku na rok coraz bardziej zdaję sobie sprawę z tego, że niełatwo myśleć o tym „dalej”. Byłem onegdaj na jubileuszu. Złotym, serdecznym. Był to dla mnie szczególny dzień – Jubilat przed laty pięćdziesięciu trafił jako wikary do parafii mego dzieciństwa. Zmieniło się w niej wtedy wszystko. Te zmiany, jak lawina, pociągnęły i mnie. Zostałem ministrantem, a po maturze wstąpiłem do seminarium duchownego. Na srebrny i teraz na złoty jubileusz miałem kazanie. Patrzyłem na Jubilata...
Cóż, nie jestem młody – ale on nie jest stary. Lata po nas widać. Każdy z nas stawia sobie swoje własne pytanie: co dalej? Jeśli tylko tak pytać – o tę przyszłość pod wieczór życia, to raczej melancholia napełnia człowieka. Trzeba pytać inaczej – o wszystko, co już było. Czy właściwą drogę wybrałem? Czy konsekwentnie nią szedłem? Czy byłem sobą? Czy lat nie zmarnowałem? Wiele innych „czy?” nasuwa się na myśl. Nie, nie będę odpowiadał – do mego jubileuszu jeszcze daleko. Po uroczystej Mszy siedzieliśmy przy kolacji. Rozmowa zeszła na czasy odległe. Wspomnienia.
Wiem, że Jubilat na wiele z tych pytań ma odpowiedź satysfakcjonującą. Może spokojnie odpoczywać – ale przecież odpoczywać trudno. Bo życie dobrze przeżyte, to życie pracowite. Dlatego cieszy każda sposobność pracy, pomocy, zaangażowania. Nie jest to problem tylko nasz, księżowski. Tak mi się jednak zdaje, że w naszym przypadku jest to czas wyjątkowo trudny. Bez własnej rodziny, gdy więzy z pokrewieństwem są już bardzo luźne. Bez tej szczególnej rodziny, jaką dla księdza jest parafia. Często i bez zdrowia albo z lada jakim. Owszem, w diecezjach są domy emerytów dla księży. Opieka w razie czego będzie. A jeśli jest przy boku staruszka gospodyni, która całe życie wiernie służyła księdzu, parafii, Kościołowi?
Czasem podejrzliwym okiem ludzie na to patrzą – ale czy można o niej nie pamiętać teraz, gdy ona pomocy i opieki potrzebuje? Najczęściej też bez rodziny, a i bez jubileuszy, zawsze w cieniu. Byłem niedawno u jednego emeryta – proboszcza, który sam nie całkiem sprawny pielęgnuje ciężko chorą gospodynię. Dawne parafie i następcy proboszczowie czasem o nich pamiętają. A to pomóc trzeba, nie tylko pamiętać. Żeby i o nas kiedyś nie zapomnieli, a czasem nawet pomogli.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
ks. Tomasz Horak, proboszcz wiejskiej parafii Nowy Świętów