Najlepsze intencje i „słuszne” zamiary nie uczynią zła dobrem, kłamstwa prawdą, nieprzyzwoitości szlachetnością
Polityk (z tych, co są „u władzy”) pytany o ocenę pewnego sposobu potraktowania ludzi powiedział: „Treść była tak słuszna, że uzasadnia każdą formę”. Tym razem odezwał się szczerze, przyznał się do wyznawania zasady, że cel uświęca środki. Sądzę, że zdradził się niechcący, bo on należy do tych, co zazwyczaj uparcie bronią swej mniemanej cnotliwości, wykluczając nawet ślad przyznania się do niegodziwości. Teraz wyszło szydło z worka: każdą formę można zastosować, jak się ma słuszną treść.
Słuszną – oczywiście – według własnej oceny, niepodważalnej, bezdyskusyjnej, wymagającej akceptacji i przyjęcia na słowo. Cel słuszny, a środki wszystko jedno jakie, mogą być łajdackie i pokrętne, byle były skuteczne. Etyka idzie w kąt, liczy się skuteczność (a estetyką w ogóle nie ma co zawracać sobie głowy). Przysłowiowy machiawelizm!
Ów cel trzeba przedtem obwieścić i pozyskać dlań uznanie. Dlatego o takich celach mówi się w tonacji wzniosłej, patetycznej, a zarazem prostej, nie marnując żadnej okazji, by go przypominać i urabiać przekonanie o korzyściach, jakie wszyscy odniosą, gdy zostanie osiągnięty. W parze z taką propagandą wysokich zamierzonych celów idzie malowanie rzekomych przeszkód wznoszo- nych przez przeciwników. Tak jak cel, ich też trzeba więc zdefiniować.
A przeciwnikami są wszyscy, którzy nie dość ochoczo śpieszą z pochwałami i oklaskami, zaś już najgorsi to ci, co stawiają niewygodne pytania, ich dociekliwość to wystarczający dowód na przynależność do wrogich układów (dlatego politycy wciąż pouczają dziennikarzy, o co powinni pytać, niektórzy wręcz przygotowują pytania dla nich – wtedy mówi się o dziennikarstwie „konstruktywnym i niezależnym”!). Tak to pięknie raczy się („uracza”?) lud ponętnymi wizjami różnych napraw i odnów (także „moralnych”), a tu nieopatrznie wyskoczył polityk, że dla słusznego celu każdy środek dobry!
Faktycznie to wcale siebie ani swoich nie zdemaskował, boć tę praktykę widać na co dzień, ale – skoro już to wyznał – trzeba na to zwrócić uwagę i przypomnieć, że pierwszym czynnikiem określającym moralność czynu ludzkiego jest rodzaj działania, sam czyn, a nie intencje, wewnętrzne usposobienie czy subiektywna ocena. Najlepsze intencje i „słuszne” zamiary nie uczynią zła dobrem, kłamstwa prawdą, nieprzyzwoitości szlachetnością...
A tak naprawdę to owe podłości, niegodziwości czy szalbierstwa rzadko są środkami do deklarowanego celu, lecz przeważnie są samym celem: dokonujący takich posunięć ma zły cel, a jego opowieści o pięknych zamiarach to zasłona dymna.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
ks. Remigiusz Sobański, profesor prawa kanonicznego