Nie bez powodów stara tradycja kazała zwracać się do księdza słowem „ojcze”. Chyba dlatego Kościół od tysiąca lat strzeże obyczaju i prawa celibatu
Rzadko teraz miewam autorskie spotkania, na których prezentuję swoje wiersze. To jeden ze sposobów dzielenia się wiarą. Gdzieś wiosną taki wieczór autorski miałem. Wieloletnie współpracowniczki tych wieczorów (znacie je pewnie z mej internetowej witryny) wydoroślały i poszły w świat jako studentki. Pomagały mi więc inne dziewczyny – też studentki. Po skończonym programie rozmowa z uczestnikami. Padło wtedy pytanie, które mnie zaskoczyło: „Czy ksiądz nie lubi dorosłych? Większość wierszy poświęcona dzieciom”.
Czy ja nie lubię dorosłych? Cały wieczór zastanawiałem się nad tym zarzutem. Nie, to nie tak, że ja kogoś nie lubię. Czy to indywidualnie, czy zbiorowo. A dzieci nigdy dorosłym nie przeciwstawiałem. Ani dorosłych dzieciom. Ale zawsze wokół mnie było i jest wiele dzieci. To mnie wciąż zaskakuje. Jakby nie było, stary facet (zdjęcie obok), a dzieciska lgną do mnie. Od tych najmłodszych z przedszkola po... No właśnie, po te dorosłe już nie-dzieci, studentów, szwaczki, magistrów, tokarzy. Czasem jakiś teolog się znajdzie.
Tak zastanawiając się nad problemem, odnalazłem ważny motyw mojego powołania – ojcostwo. Przypomniałem sobie, jak to od kilku ładnych już lat bywa, że w czasie kolędy ktoś przytuli się do proboszcza, nieraz wypłacze się – i to niezależnie od wieku czy od płci. Choć... Choć w czasie kolędy to właśnie raczej dorośli, nie dzieci, potrzebują się wypłakać, wyżalić, zrzucić ciężar z serca. Nie bez powodów stara tradycja kazała zwracać się do księdza słowem „ojcze”. Chyba dlatego Kościół od tysiąca lat strzeże obyczaju i prawa celibatu, by to ojcostwo księdza było i bardziej czytelne, i psychologicznie łatwiejsze – choć sam celibat łatwy nie jest.
Ważne jest także to, by ksiądz nikogo nie chciał zawłaszczać dla siebie. Taka pokusa istnieje i nieraz dochodzi do głosu. Nie myślę w tej chwili o jakichś grzesznych czy nieprzyzwoitych związkach, ale o najzwyczajniejszej ludzkiej potrzebie serdeczności, czystej przyjaźni, zaufania, lub nawet o jakimś „pokrewieństwie dusz”. Ksiądz zawsze musi wszystkich traktować jako dzieci – a wiadomo, że te dorastają i idą w swój świat. Rodzicom wobec dzieci, księdzu wobec parafian, zwłaszcza wobec tych mu najbliższych, zostaje radość, że żyją wartościami, które i jemu są drogie. A to jest radość ogromna.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
ks. Tomasz Horak, proboszcz wiejskiej parafii Nowy Świętów