Najczęściej skarżą się na krytykę ci, co sami najzawzięciej krytykują
Z rosnącą częstotliwością dociera do nas (zwłaszcza z ekranów telewizyjnych) słowo „krytyka”. Niektórzy jakoś strasznie uwrażliwili się na krytykę. Z powodu spotykającej ich krytyki już ani działać, ani pracować nie mogą – przeważnie skarżą się na krytykę ci, co sami najzawzięciej krytykują. Cóż, jak my krytykujemy, to dobrze (słusznie, sprawiedliwie...), jak nas krytykują, to bardzo niedobrze (niesłusznie, niesprawiedliwie...). Oczywiście, wprost nikt nie kwestionuje prawa do krytyki, lecz próbuje się ją ustawić (a właściwie usadzić) wymaganiem, by była konstruktywna.
Co praktycznie znaczy, by rozwijała (a tym samym potwierdzała) „nasz” program. Do arsenału środków obronnych należy też rozróżnianie krytyki i krytykanctwa. Posługiwano się nim szczególnie często już w latach utrwalania władzy ludowej: „Potrzebujemy krytyki, nie krytykanctwa”, obwieszczano z zachętą, by „wykorzystać bogaty plon twórczej krytyki mas ludowych, a oddzielić i odrzucić plewy takiego krytykanctwa” („Nowe Drogi”, 1954). Z trybun grzmiało, ale słuchający powtarzali cichcem za Krasickim: „Prawdziwa cnota krytyk się nie boi”.
Sens krytyki wyjaśnił nam inny poeta: „Zadaniem krytyki jest postawić wszystko na właściwym miejscu” (Norwid). Krytyka to pewien osąd, który wypowiadamy, gdy w wyniku przeprowadzonej analizy i oceny wyrobiliśmy sobie opinię o jakimś dziele, poglądzie, doktrynie, programie. Krytyka to czynność rozumu, możliwa dzięki naszym zdolnościom poznawczym. Jednak już Demokryt z Abdery (460–370 przed Chr.) wiedział, iż właśnie dlatego – i to w pierwszym kroku – winniśmy zająć krytyczną postawę wobec naszego poznania: jego podstaw, granic, uzależnień.... Starożytnym filozofom greckim zawdzięczamy metody odróżniania prawdy od fałszu, natomiast od czasów Immanuela Kanta wiemy, że rzetelne poznanie wymaga ponadto uwrażliwienia na źródła posiadanej wiedzy.
Kto chce poważnie rozmawiać na jakikolwiek dorzeczny temat, musi na postrzegane zdarzenia spojrzeć z wielu stron („pod różnymi aspektami”), konfrontować fakty i zestawiać je z innymi, wysłuchiwać różnych opinii, umieć korygować własne i trzymać w ryzach swoją subiektywność. Oprócz tego wszystkiego warto uczciwie zdawać sobie sprawę z intencji, z jaką zabieramy się do krytyki. Krytykujący winien być otwarty na prawdę, a nie uważać się za jej posiadacza i za jedynego mądrego – monopoliści racji i mądrości są po prostu śmieszni. Sensownie zdoła krytykować tylko ten, kto jest krytyczny wobec siebie samego. Bez tego krytyka nie zasługuje na poważne traktowanie – jest tylko przygadywaniem, połajanką, wymądrzaniem się. Ale też krytyka prowadzona przy uwzględnieniu tych („samokrytycznych”) założeń winna być przyjmowana z wdzięcznością.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
ks. Remigiusz Sobański, profesor prawa kanonicznego