Jesteśmy współsprawcami tego, na co tak często narzekamy i wciąż krytykujemy
Okres pokuty to czas pogłębionych rachunków sumienia. Indywidualnych, ale też społecznych – rodziny, grupy zawodowej, narodu... Sumienie posiada osoba ludzka – każda, poszczególna, „fizyczna” osoba, winnym staje się zawsze konkretny człowiek. Nie ma winy kolektywnej, w naszej zachodniej cywilizacji wyrośliśmy już z czasów odpowiedzialności zbiorowej. Nie przekreśla to jednak faktu, że często jest wielu winnych i trzeba ich pociągnąć do odpowiedzialności. Prawo i etyka znają też pojęcie współwiny i współodpowiedzialności – w różnym stopniu i natężeniu, przez czynne współdziałanie, ale też przez zaniechanie, prowokowanie, podżeganie...
Tam, gdzie społeczeństwo rządzi i urządza się w sposób demokratyczny, odpowiada ono za struktury, ich kształt i funkcjonowanie. Dlatego właśnie w systemach demokratycznych dopuszczalna jest mowa o winie obarczającej całe społeczeństwo. Chodzi o odpowiedzialność społeczeństwa (czyli współodpowiedzialność każdego) za instytucje, za porządek społeczny, ekonomiczny i prawny, za obyczaje, moralność i styl życia, za żywą hierarchię wartości i dominujące przekonania, za społeczną codzienność. Bo to nie jest tak, że my wszystko to zastajemy, nie mając innej możliwości, jak tylko włączyć się czy nawet potulnie poddać. To nasze twory. Politycy prowadzą kampanie wyborcze, ale głosują wszyscy pełnoletni.
Ci ze „sceny” zachowywaliby się znacznie bardziej powściągliwie, gdybyśmy nie oklaskiwali ich agresywnych wystąpień. Wydawcy produkują prasę, ale to my ją kupujemy (a czasem też rozpowszechniamy). Duża jest podaż różności, reklamuje się najrozmaitsze towary, lansuje wiele nowości – ale wszystko to zamilkłoby, gdyby nie spotkało się z naszym odzewem. Z kolei wcale niemało szans marnujemy grupowo swym lenistwem, psujemy swym uporem, jakbyśmy przedkładali marazm nad rozwój. Dlatego nie łudźmy się i nie ukrywajmy: jesteśmy współsprawcami tego, na co tak często narzekamy i wciąż krytykujemy. Nie można tu mówić od razu o winie w sensie moralnym, ale winniśmy dostrzec, że ponosimy (swoją) cząstkę odpowiedzialności.
Zamiast zwalania na innych i tropienia winnych wokół nas, wypadałoby w imię uczciwości spojrzeć sercem skruszonym na nasz własny i zarazem grupowy wkład w kształtowanie „tego wszystkiego”, w wizerunek społeczeństwa, w klimat naszej powszedniości.
W środku Wielkiego Postu ośmielam się przywołać pojęcie skruchy społecznej. Czyli skruchy analogicznej do indywidualnej i mającej początek w skrusze jednostki, ale świadomej odpowiedzialności za działania i zachowania grupy. Skruchę, której podmiotem byłoby nie tylko „ja”, lecz także „my”. Bo bez skruchy nie ma uporządkowanego życia – ani jednostek, ani grup społecznych, niezależnie od tego, wedle jakich kryteriów się uformowały.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
ks. Remigiusz Sobański, profesor prawa kanonicznego