Prawo jest ważne, ale to mało powiedzieć „działałem w ramach prawa”
Wydrukowany w poprzednim numerze „Gościa Niedzielnego” felieton o autorytecie urzędów i osób wysłałem był na dwa dni przed spektaklem, jakim uraczyli nas posłowie sejmu bieżącej kadencji. Żałosne widowisko nie przekreśla autorytetu i sensu instytucji „jako takiej”, ujawnia natomiast profil osobowościowy uczestników. Najbardziej żenujące było – zwłaszcza już po zażegnaniu kryzysu – spychanie na innych winy za wywołaną sytuację. Przez media przetoczyła się lawina wzajemnych oskarżeń i obwinień. „Nie mam za co przepraszać” – z miną niewiniątka obwieszcza się światu.
Kwestia, kto naruszył prawo, jest niewątpliwie ważna, ale jednak wtórna. Istota problemu tkwi w niemożliwości (wzgl. w braku woli) samoograniczenia się.
W tym przypadku chodziło o samoograniczenie się władzy, o trzymanie w ryzach zachłanności rządzenia, ale zjawisko jest zdecydowanie szersze. Posiadający władzę są najbardziej narażeni na pokusy jej demonstrowania, powiększania i wykorzystywania do granic możliwości prawnych, technicznych, sytuacyjnych... Bywa śmiesznie, ale bywa też groźnie, a zawsze mija się to z sensem władzy. Pokusa skrajnego i zaciętego użytkowania przysługujących praw nęka nie tylko władzę mających, lecz także „zwykłych” ludzi i uwodzi ich do korzystania z wolności obywatelskich, by sobie porządzić drugimi i narzucić im swoją wolę. Wolność – na przykład słowa – przepoczwarza się we władzę i to bez jakiegokolwiek formalnego nadania.
Wszak mówi się o mediach, że to „czwarta władza”. Faktycznie wiele z nich – niezależnie od wywieszonego szyldu – wyraźnie, a nieraz wręcz ostentacyjnie występuje i głosi swe „prawdy” w poczuciu siły i władzy. Odnosi się wrażenie, jakby chciały nas przenieść w świat sprzed rewolucji francuskiej, kiedy można było myśleć i twierdzić o sobie „państwo to ja” (wzgl. „prawda, mądrość to ja”). A przecież poprawiłby się znacznie klimat społeczny, gdyby zachowano trochę powściągliwości.
Wygląda na to, że władza ma tendencję do rozbuchania się. A przecież dawno temu położono kres absolutyzmowi monarszemu, przed półtorej dekady skończyły się lata monopolu władzy, kiedy to wszystkie jej piony były sterowane z jednej centrali, nastały „rządy prawa”.
Prawo jest ważne, ale to mało powiedzieć „działałem w ramach prawa”. Taki argument wystarcza w sprawie karnej w sądzie – bo nie można wymierzyć kary, jeśli nie naruszono ustawy karnej. Jednak nasze życie, także publiczne, nie składa się tylko z czynów regulowanych kodeksem karnym czy nawet innymi ustawami lub regulaminami. Zwłaszcza sprawujący władzę winni pamiętać, że ich działalność to służba. Od sług narodu wolno wymagać trochę pokory i trzymania swych zapędów w karbach. Bez tego są po prostu groźni. Jak np. ta wypowiedź, jaką usłyszeliśmy w TV 16 bm. wieczorem: „Ja marzę o tym, by rządzić Polską”.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
ks. Remigiusz Sobański, profesor prawa kanonicznego