Kiedy przeglądam listy nowo wybranych posłów, widzę tam nadal wiele osób pozbawionych wstydu
Skończyła się kadencja sejmu pamięci wyjątkowo niechlubnej. Najlepiej byłoby zapomnieć o jego aktorach jak najszybciej – gdyby nie szkody, jakie on spowodował w państwie i społeczeństwie. Niestety, był to nasz sejm, bo przez nas wybrany. Wyborcy dali się porwać festiwalowi obietnic, kierowali się kryteriami przydatnymi bardziej na festynie ludowym niż w wyborach do sprawowania władzy. Osobiste sympatie i przebojowość znaczyły więcej niż kompetencja, fachowość i etyka kandydatów. Wśród naszych wybrańców znalazło się wielu bez wstydu.
Może nas tłumaczyć brak doświadczenia, wszak przez 40 lat biuro polityczne usiłowało wyręczać obywateli w myśleniu. Ale tłumaczy nas to tylko trochę. Boć przecież już starożytni wiedzieli, że sprawujący władzę winni wykazywać się odpowiednią wiedzą i wysoką etyką. Platon uczył, że władzę w państwie należy powierzać oddającym się bez reszty poznaniu sprawiedliwości, dobra i prawdy, co – jak pisał – wymaga nie tylko rozumu, ale też osobistej ascezy: Sprawujący władzę musi bez reszty zrezygnować z prywaty. Poglądy Platona okazały się nierealistyczne – był idealistą, a ci zazwyczaj usiłują nagiąć świat do swoich idei, co przeważnie kończy się fiaskiem.
Bardziej konkretny i realistyczny był jego uczeń Arystoteles, który za pierwowzór władzy państwowej stawiał zatroskanego ojca rodziny: władca powinien troszczyć się o dobro wszystkich obywateli, tak jak ojciec dba o dobro całej rodziny. Z kolei chrześcijaństwo od początku uświadamiało ludziom, że władza podlega prawu Bożemu, jej sprawowanie to służba, za którą ponosi się osobistą odpowiedzialność: etyka polityczna i etyka urzędu mają łącznie składać się na obraz władcy. W średniowiecznych obrzędach koronacyjnych podnoszono, że łaska stanu ma przenikać króla aż do wnętrzności serca. Już we wczesnym średniowieczu opracowano katalogi cnót, jakie winny charakteryzować władcę: miłość Boga i bliźniego, zachowywanie przykazań Bożych, mądrość, roztropność, sprawiedliwość, umiłowanie pokoju...
Uważano, że cnoty te obowiązują wszystkich, ale władcę w sposób szczególny – bo tylko wtedy, gdy całe społeczeństwo się do nich poczuwa, można niektórym stawiać wymagania ponadprzeciętne. A filozofia polityczna czasów nowożytnych to nie tylko Machiavelli i piewcy skuteczności za wszelką cenę, lecz także rozprawy o tworzeniu sprawiedliwego porządku i słusznego prawa dla pożytku wszystkich i dobra ojczyzny. Podręczniki etyki politycznej należały do obowiązkowych lektur władzy i jej adeptów. Dawniejsi nie zawsze jej przestrzegali, ale byli świadomi jej wagi. Wygląda na to, że dla dzisiejszych słowo etyka jest puste, dla niektórych zgoła obce. Bo kiedy przeglądam listy nowo wybranych posłów, widzę tam nadal wiele osób pozbawionych wstydu. A może ich w końcu ogarnie?
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
ks. Remigiusz Sobański, profesor prawa kanonicznego