Razem się mieszka, razem jada, razem rozmawia o wszystkim i jeszcze o czymś więcej
Mnie się już naprawdę nie chce. Popatrzcie na zdjęcie – stary, siwy facet. Czy takiemu może się chcieć jechać na tydzień z całym autobusem dzieci? A jednak znowu wybieram się w góry. Ale nie o góry chodzi. O dzieci. One tak czekają na to, by być razem.
Razem ze sobą i (chyba?) ze mną. Urządziłem im raz kilkudniową wycieczkę – całe Morawy z bogatym programem krajoznawczo-historycznym. Za mało było czasu na bycie ze sobą. „Fajnie było, ale na drugi rok to inaczej, dobrze?”. Zatem jedziemy, by być razem. Razem się mieszka, razem jada, razem rozmawia o wszystkim i jeszcze o czymś więcej. Razem się wędruje. Tworzą się mniejsze grupki – co jest sprawą i naturalną, i konieczną. Razem się siedzi do późna w nocy. Z tym to kiedyś wojowałem. Przegrałem. Ten wieczór w pokojach jest taki ważny! Byle wolność każdego kończyła się tam, gdzie zaczyna się wolność kolegi czy koleżanki. Uczą się tego, choć z trudem.
Zmieniło się wiele. Kiedyś wystarczał potok, dziś prysznic z ciepłą wodą. Kiedyś sypiało się na sianie na stryszku, dziś na łóżkach. Kiedyś tłukło się pociągiem całą noc, dziś mamy do dyspozycji autobus (tu ukłon w stronę Burmistrza). Zmieniło się wiele, kosztuje to coraz więcej, ale radość dzieci jest wciąż taka sama. A że dzieci – jak to w rodzinie – dorastają, mam malców od klasy trzeciej podstawówki po studentów trzeciego roku. Chłopaki i dziewczyny. Tak mi się zdaje, że najstarsze pokolenie cieszy się najbardziej. I jak w rodzinie – pomagają w trosce o te najmłodsze. Fajnie jest. I o staruszka dbają, muszę przyznać, bardzo troskliwie. Jak im kiedyś zaniemogłem, to starym maluchem wieźli mnie do szpitala po górach, dolinach. A najpierw wysłuchałem kazania, jak to trzeba dbać o zdrowie. „Sam ksiądz nas uczył!”.
Wróciliśmy kiedyś z pięknej, ale męczącej wycieczki granią Tatr. Msza miała być wieczorem. Proboszcz gdzieś pojechał. W efekcie Msza była bardzo późno. Ledwie wlekliśmy się do kościoła. „Ale kazanie niedługieee? Dobrzeee?”. Trzy zdania! – obiecałem i słowa dotrzymałem. W tych ministranckich wakacjach na pierwszym miejscu jest On – Jezus. I ja wiem, i oni wiedzą, że gdyby nie łączyła nas żywa wiara, to..., to... To niczego by nie było.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
ks. Tomasz Horak, proboszcz wiejskiej parafii Nowy Świętów