Brakło mi w święta jednej rzeczy – odwiedzin u mojej Mamy. Kilka lat temu odeszła w wieku 101 wiosen. Przez ostatnie lata opiekę nad nią powierzyłem siostrom zakonnym w ośrodku pielęgnacyjnym. Do ostatniego dnia zachowała przytomność umysłu. Odwiedzałem ją regularnie.
Kilka tygodni po setnych urodzinach bardzo skarżyła się na swój los: „Świat się skurczył, już nawet do szafki nie sięgam. To już nie życie. To jest antyżycie”. Tak właśnie powiedziała: antyżycie. Pocieszałem, jak mogłem. Już byłem przy drzwiach, gdy przywołała mnie gestem ręki. Wróciłem. „Wiesz, ale chciałabym jeszcze trochę pożyć...”.
Nie o moją Mamę dziś chodzi, a o to przedziwne napięcie, które obserwuję u starszych i schorowanych ludzi, którym zanoszę Komunię świętą. Niektórzy, od kiedy ich znam, wciąż powtarzają „proszę księdza, ja już będę umierać”. Pół żarto-bliwie, pół ostro odpowiedziałem kiedyś: Pani już trzynaście lat umiera. Na szczęście bez skutku! Pani Stefania popatrzyła na mnie karcąco, potem serdecznie się roześmiała. „Ano dobrze, ale jestem taka słaba”. Widzę, jak ci ludzie zewnętrznie usychają – długo szukałem tu słowa, nie wiem, czy „usychają” oddaje istotę rzeczy.
Ale ich duch wciąż jest czujny, otwarty na wszystko, co dzieje się dookoła. Byłem u pana Jana, ostatnie dni agonii. Wydawało się, że nie ma już z nim żadnego kontaktu. Gdy odmawialiśmy „Spowiadam się...”, przy słowach „moja wina” ze zdumieniem zobaczyłem, jak usiłuje ręką uderzyć się w piersi. Chwilę potem, gdy kreśliłem dłonią krzyż nad nim, przeżegnał się niezgrabnie. Widać było, jak przy „Ojcze nasz” porusza wargami. Ciało gasło, duch był czujny...
Kocham małe dzieci. To takie fascynujące obserwować, jak w maleńkim ciele widoczne są oznaki najpierw psychiki, a wkrótce i ducha. Bycie blisko ludzi starych, o więdnących ciałach i gasnących oznakach życia biologicznego, uczy pokory wobec ludzkiego ducha – niezwyciężonego, czekającego na życie – nie na śmierć. Te dwa szczególne obszary ludzkiego życia są dziś zagrożone. Nad początkiem ciąży widmo aborcji, nad dojrzewaniem do pełni – cień eutanazji. Ale jeśli nie widzi się ducha w człowieku, to właściwie w czym życie ma być lepsze od śmierci? Ileż krzywdy robią ci ślepi ludzie – anioły śmierci.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
ks. Tomasz Horak, proboszcz wiejskiej parafii Nowy Świętów