Kubuś Hakimi postanawia złapać słonia, Cristiano czeka na Godota, a Leo Pan nie zamierza dorosnąć.
12.12.2022 18:49 GOSC.PL
Jerzy Pilch w swoim „Drugim dzienniku” przedstawił piłkarską jedenastkę pisarzy. To znaczy taką literacką drużynę na wzór piłkarskiej. W podstawowym składzie selekcjonera Pilcha znaleźli się: Płatonow, Faulkner, Mann, Dostojewski, Tołstoj, Flaubert, Gogol, Borges, Proust, Babel i Szekspir. Ławka rezerwowych wyglądała równie imponująco. I jak czytamy: „Po szesnastu minutach w miejsce kontuzjowanego (w wyniku ostrego starcia z Cervantesem) Prousta – Beckett. Po przerwie za Szekspira – Broch. W doliczonym czasie gry za Gogola – Joyce”.
Zapiski Pilcha sięgają roku, gdy w Polsce i Ukrainie odbywał się turniej o mistrzostwo Europy. Lata biegną, a piłka toczy się kolejnymi odmianami mundialowych futbolówek Adidasa. Ostatniej przyklejono arabską nazwę „Al Rihla”, co tłumaczy się jako „podróż”. Co prawda nie wiadomo, czy chodzi o podróż do Kataru, czy może o tę wewnętrzną podróż (emigrację), jaką każdemu kibicowi umożliwiają mistrzostwa. Z inspiracji pomysłem Pilcha można jeszcze zdecydować się na podróż-hybrydę, gdzie piłka łączy się ze słowem, a piłkarze mają odpowiedniki literackie. Wówczas jedenastka katarskiego mundialu (w klasycznym ustawieniu 1-4-3-3) przedstawia się następująco:
W bramce:
1. Wojciech Szczęsny, czyli Pan Wołodyjowski z Trylogii Henryka Sienkiewicza.
Ale jak to... – ktoś zauważy – pan Wojtek jako Mały rycerz, ze swoimi 196 cm wzrostu? Polecam sięgnąć do rozdziału VIII z czwartego tomu „Ogniem i mieczem”, gdzie pan Michał zasłużył się wielce podczas oblężenia Zbaraża. Pan Wojtek, z łudzącym podobieństwem, bronił Polaków w trakcie szturmu w czterech kolejnych katarskich bitwach.
W obronie:
2. Nicolas Otamendi, czyli konstruktor Trurl z „Bajek robotów” Stanisława Lema.
Trurl sporządził raz taką maszynę, która umiała robić wszystko na literę „n”. Otamendi również. W argentyńskiej obronie wykazywał się nieustępliwością. Był wręcz niezmordowany w napieraniu na przeciwników. W paru momentach może zbyt nabuzowany i nadgorliwy. Ale ogólnie – nieziemski. Przed kolejnym meczem Argentyny warto tylko przypomnieć temu doświadczonemu obrońcy, że w opowiadaniu Lema maszyna wyrwała się swemu konstruktorowi spod kontroli. Udowodniła, że potrafi stworzyć nicość, nieistnienie. Ostrożnie, konstruktorze Otamendi!
3. Thiago Silva, czyli Santiago z opowiadania „Stary człowiek i morze” Ernesta Hemingwaya.
„Wszystko w nim było stare prócz oczu, które miały tę samą barwę co morze i były wesołe i niezłomne” – pisał Hemingway o swym bohaterze. Kiedy piłkarz kończy 38 lat, raczej myśli o bezpiecznym porcie niż pełnym żywiołów mundialu. Thiago, tak jak – w pewnym sensie jego imiennik – Santiago prawdopodobnie ostatni raz wypłynął na głębokie wody. A jego oczy znów były wesołe i niezłomne. Niestety, jak Santiago, nie przywiózł do domu zdobyczy, po którą wyruszył.
4. Achraf Hakimi, czyli Kubuś z „Kubusia Puchatka” A.A. Milnego.
Niełatwo było znaleźć literacki odpowiednik gwiazdorowi drużyny zwanej Lwami Atlasu. Sukcesem zakończył się trop zwierzęcych skojarzeń – lew-miś-słoń. Któregoś dnia pewien Achraf, bohater o nieograniczonej wyobraźni i sercu pełnym marzeń, stwierdził, jak niegdyś pewien mądry miś: „Postanowiłem złapać Słonia”. Wszyscy wokoło mówili mu, że to niemożliwe. Ale Achraf nie rozumiał, skąd tak mała w nich wiara. Wyruszył więc do Kataru... A może zamiast słonia puchar świata? – pomyślał.
5. Denzel Dumfries, czyli Holden Caulfield z powieści „Buszujący w zbożu” J.D. Salingera.
Wybór wystarczająco dobrze tłumaczy ostatnia scena z ćwierćfinału Argentyna-Holandia. W telegraficznym skrócie: Ostatni karny-stop-Holandia odpada-stop-przepychanki między zawodnikami-stop-Denzel nie wytrzymuje-stop-był bohaterem meczu z USA-stop-teraz jednak sfrustrowany-stop-wyalienowany-stop-kończy z czerwoną kartką-stop-buntownik z wyboru.
W pomocy:
6. Luka Modrić, czyli Leopold Bloom z „Ulissesa” Jamesa Joyce’a.
Cóż, długo można by szukać podobieństw Luki i Leopolda, snując się w powieści ulicami Dublina.. Po pierwsze wiek bohaterów. To niemal rówieśnicy. Modrić – 37. Bloom – 38. Lepiej jednak od razu przenieść się do Itaki i zobaczyć w Chorwacie tytułowego Ulissesa, czyli Odyseusza. Ale właściwie to wystarczy otworzyć dzieło Joyce’a na str. 141 (wydanie w przekładzie Macieja Słomczyńskiego) i przeczytać trzy słowa: „Dziecko, mężczyzna, wizerunek”. Cały Modrić, nieprawdaż?
7. Jude Bellingham, czyli Frodo z „Władcy pierścieni” J.R.R. Tolkiena.
Od połowy turnieju wielu chciało widzieć w 19-latku lidera angielskiej „drużyny pierścienia”. Brzemię wielkie. Na katarskiej przygodzie podróż Jude vel Froda do Góry Przeznaczenia z pewnością jednak się nie zakończyła.
8. Bruno Fernandes, czyli Vladimir z dramatu „Czekając na Godota” Samuela Becketta.
Jest taki moment w sztuce Becketta, który można było dostrzec i na mundialu. Dla przypomnienia, dwaj książkowi bohaterowie-włóczędzy oczekują na przyjście tajemniczego Godota. Ten nie przychodzi. Oni jednak spotykają się kolejnego dnia w nadziei, że tym razem przyjdzie. To właśnie w chwili ponownego spotkania Vladimir zdobywa się na zwierzenie: „Brakowało mi ciebie... a jednocześnie było mi dobrze. Dziwne, co?”. Jeśli Vladimira miałby zagrać Bruno Fernandes, to kandydat do roli Estragona może być tylko jeden: Cristiano Ronaldo. Pod nieobecność CR7 to BF8 stał się motorem napędowym akcji piłkarskiego dramatu Portugalczyków. A Ronaldo... Jak się dziś okazuje, podczas kolejnego już mundialu w karierze czekał na Godota.
W ataku:
9. Kylian Mbappe, czyli Książę z „Małego Księcia” Antoine’a de Saint-Exupery’ego.
W jego przypadku wyjaśnienie wydaje się zbyteczne. Kylian na co dzień przecież rządzi w Parku Książąt (tak nazywa się stadion Paris-Saint Germain w Paryżu). A trzeba jeszcze przypomnieć, co rzekł, będąc 13-letnim księciem. Otóż, zapytany o swoje sportowe ambicje, mały Kylian miał się wyrazić następująco: „Najlepiej wybrać się na Księżyc, ponieważ nawet jeśli spadniesz, znajdziesz się w chmurach”.
10. Lionel Messi, czyli Piotruś Pan z „Przygód Piotrusia Pana” J.M. Barriego.
Piotruś... to znaczy Leo nie zamierza dorosnąć. Wiedzie życie pełne przygód i – jak twierdzi autor książki – „nie należy do tych, którzy załamują się, gdy ludzie patrzą”.
11. Goncalo Ramos, czyli Martin z powieści „Martin Eden” Jacka Londona.
Goncalo, jak Martina, długo uznawano raczej za przeciętniaka. W klubie częściej w cieniu, w reprezentacji – niektórzy pukali się w czoło, widząc go w składzie. Aż tu nagle odsyła wielkiego Ronaldo na ławkę, niejako zawstydza go, strzelając trzy gole w jednym meczu. „A więc geniusz!” – mówi się odtąd na mieście o Edenie... to znaczy Ramosie, ukrywając zdziwienie.
Czytaj też:
Piotr Sacha