Stan wojenny miałby bardziej drakoński przebieg i być może trwałby dłużej, gdyby nie było papieża Polaka. Jego obecność wspierała cierpiących, chroniła Kościół w Polsce, a ekipie gen. Jaruzelskiego dała większe pole manewru politycznego.
Już 13 grudnia 1981 r. w oknie papieskiego apartamentu zapalona została świeca jako „Płomyk nadziei i znak solidarności”. Na to okno patrzyły media z całego świata. Następnego dnia do Jana Pawła II zadzwonił prezydent Ronald Reagan, przekazując wyrazy swej solidarności z narodem polskim. Zapoczątkowało to kontakty między nimi w sprawie kryzysu w Polsce. Zdaniem amerykańskiego watykanisty George’a Weigela papież i prezydent wymienili na ten temat ok. 12 listów i poufnych memoriałów.
Misja arcybiskupa
Ojciec Święty interweniował także w Polsce. Jego pismo adresowane do gen. Wojciecha Jaruzelskiego z apelem o zaprzestanie rozlewu krwi 20 grudnia 1981 r. zawiózł do Warszawy abp Luigi Poggi, kierownik Zespołu Stolicy Apostolskiej do Stałych Kontaktów Roboczych z Rządem PRL. Pierwotna wersja pisma była ostrzejsza, ale została złagodzona pod naciskiem dyplomacji watykańskiej. Warto dodać, że papież oceniał stan wojenny ostrzej aniżeli polscy biskupi. Kiedy do Watykanu tuż przed Wigilią 1982 r. przyjechał bp Bronisław Dąbrowski, sekretarz Konferencji Episkopatu Polski, przekonywał, że wprowadzenie stanu wojennego było wprawdzie złem, ale złem wyraźnie mniejszym niż ewentualna sowiecka interwencja. Odpowiadało to interpretacji prezentowanej przez gen. Jaruzelskiego oraz jego ekipę. Nie ulega dla mnie wątpliwości, że gdyby nie stały nacisk papieski, wielu polskich biskupów znalazłoby prędzej czy później modus vivendi z ekipą gen. Jaruzelskiego. Być może zaowocowałoby to różnymi koncesjami dla Kościoła, ale z pewnością nie przyczyniłoby się do odbudowy Solidarności i odzyskania suwerenności w 1989 r.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Andrzej Grajewski