Nie wszyscy są gotowi postawić na rzeczy niewidzialne.
Podobnie jak Piotr z dzisiejszej Ewangelii ufamy Bogu, ale gdzieś w głębi serca tylko do pewnego stopnia, do chwili, gdy czujemy grunt pod nogami. W rzeczywistości jednak nieraz oszukujemy samych siebie, gdyż „na widok silnego wiatru” czujemy jakbyśmy byli w tej próbie sami. Wtedy pozostaje rozpacz albo Piotrowe wołanie. Trzeba wyjść poza ufność pokładaną w ludzkich wysiłkach. Wiara nie jest przecież jakimś tam wierzeniem, ale przyjaźnią z Bogiem – jest ryzykiem, a my chcielibyśmy mieć pewność, zwyczajnie nie chcemy chodzić po ciemku. A Chrystus zdaje się dziś mówić do ciebie, do mnie: „Bądź gotów iść za Mną. I zaufaj Mi”. Piotr pewnie wyszedł z łodzi, ale w obliczu słabości zawołał Jezusa. To jest ten fundamentalny krok – w chwili próby utkwić wzrok w Chrystusie, Jemu oddać ster naszego życia. Powiedzieć sobie: może nie widzę jasno drogi, ale przecież wiem, Komu zawierzyłem! Teraz Ty działaj. „Serce moje pełne jest woli Jezusa” – pisała w swoich rękopisach Mała Tereska. Myślę, że wierzyć to znaczy chodzić po „wodzie życia”, zawsze blisko Chrystusa, pamiętając, że miłość Boża jest nie tylko kresem drogi, ale też jej źródłem
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
rozważa Agata Wiktoria Polmańska, studentka teologii na Uniwersytecie Śląskim, pisze pracę magisterską na temat pojęcia miłości u św. Teresy z Lisieux