Nie złość się nigdy na siebie ani na własne niedoskonałości. Takie gniewy, smutki i kwasy, skierowane przeciw sobie samemu, zmierzają do pychy.
Miarą kochania Boga jest kochanie Go bez umiaru – takie było życiowe motto św. Franciszka Salezego (1567–1622). Pochodził z Sabaudii – księstwa położonego u zbiegu Francji, Włoch i Szwajcarii. Szlachetnie urodzony, studiował prawo i teologię w Paryżu i w Padwie. Mimo oporów zamożnej rodziny został księdzem, a następnie biskupem Genewy. Zasłynął jako gorliwy, mądry i łagodny duszpasterz. Wraz ze św. Joanną de Chantal, wdową i matką czwórki dzieci, założył zakon klauzurowy wizytek. W działalności duszpasterskiej skutecznie posługiwał się słowem pisanym, dlatego papież Pius XI ogłosił go w 1923 r. patronem dziennikarzy i katolickiej prasy.
Bodaj największą zasługą Salezego było stworzenie podstaw duchowości świeckich. Wymiana listów z osobami, dla których był kierownikiem duchowym, zaowocowała powstaniem arcydzieła religijnego piśmiennictwa „Filotea, czyli droga do życia pobożnego”. To pionierski przewodnik dla świeckich, którzy dążą do chrześcijańskiej doskonałości, żyjąc w świecie. Autor akcentuje powszechne powołanie do świętości: „Jest to błąd przeciwny wierze, wprost herezja, chcieć rugować życie pobożne z obozu żołnierskiego, z warsztatu rękodzielniczego, z dworu książąt, z pożycia małżeńskiego”.
Każdy człowiek powinien odnaleźć swoją drogę. „Inaczej ma się ćwiczyć w pobożności szlachcic, inaczej rzemieślnik lub sługa, inaczej książę, inaczej wdowa, panna lub mężatka. I nie dosyć na tym. Potrzeba jeszcze, żeby każda jednostka dostosowała sposób praktykowania pobożności do swych sił, zajęć i obowiązków. Pobożność nie psuje niczego, gdy jest prawdziwa, lecz owszem – doskonali wszystko”. Tak więc nikt nie wymaga od nas rzeczy niemożliwych, uczy mądry bp Franciszek. Kimkolwiek jestem, gdziekolwiek żyję, mogę odnaleźć własną drogę pobożności. Pracując, piorąc, gotując, wychowując dzieci, przy komputerze i na roli…
Niektóre rady zapisane w „Filotei” trącą myszką, ale większość zachowuje niezmienną aktualność. Wynotowuję jedną perełkę: „Nie złość się nigdy na siebie ani na własne niedoskonałości. Chociaż bowiem rozum domaga się, byśmy po każdym upadku czuli żal i smucili się, jednakże nie dopuszczajmy do tego, by to uczucie było cierpkie i niepokojone, niecierpliwe i gniewliwe. Wielu bowiem wpada w złość dlatego, że się złościli, martwią się tym, że się martwili, są rozdrażnieni tym, że dali się ogarnąć rozdrażnieniu. Takie gniewy, smutki i kwasy, skierowane przeciw sobie samemu, zmierzają do pychy i pochodzą jedynie z miłości własnej, która trapi się i niecierpliwi na widok naszej niedoskonałości. (…) Gdy więc upadnie twoje serce, podnoś je słodko, upokarzając się głęboko przed Bogiem na widok swej nędzy i nie dziwiąc się wcale swemu upadkowi, gdyż nic w tym dziwnego, iż ułomność jest ułomną, słabość słabą, a nędza nędzną”.
Mądry kierownik duchowy to naprawdę wielki skarb. Są tacy jeszcze?
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
ks. Tomasz Jaklewicz religia@goscniedzielny.pl