Lęk przed pominięciem i utratą znaczenia w oczach innych sprawia, że z dnia na dzień ukrywamy się coraz bardziej. W końcu stajemy się tak skryci, że samych siebie nie widzimy, choć wszyscy nas już dostrzegają.
Są prawdziwie ubodzy, ale i fałszywie. Jeśli jakaś Cyganka, narkoman lub alkoholik obserwują twoją twarz na ulicy, to starają się dostrzec tylko jedno: czy uda im się wyłudzić choćby trochę grosza. Płaszczą się, poniżają, czasem wymyślają niestworzone dramaty wyciskające z nas krople współczucia i żebraczą należność. Jeśli uda im się obudzić w tobie litość, triumfują, bo wiedzą, że to się opłaciło. Mają wtedy miny aktorów, którzy swoją grą doprowadzili widownię do szlochu.
Czy nie jest ślepotą, żyć tylko po to, by stwarzać wokół siebie aurę litości, współczucia i pożałowania? Żyć tylko po to, by inni otaczali mnie czułym wzrokiem, żebrać o każde spojrzenie zainteresowania, wyłudzać zainteresowanie innych, domagać się wysłuchania i wyciskać z innych podziw nad wymyśloną tragedią, w którą się samemu już wierzy! Być może taki styl życia jest jeszcze większą ślepotą niż bycie prawdziwie ślepym.
Istnieją ludzie, którzy nie potrafią o sobie mówić dobrze, bo wtedy straciliby zainteresowanie i współczucie, ciągle wymyślają jakieś choroby lub problemy, kreują się na nieszczęśników i pokrzywdzonych, bo dzięki temu zdobywają u innych efekt litości. Żyją pod płaszczykiem wyuczonych i wyimaginowanych historii o sobie samych, ale prawdziwe „ja” ukrywa się nawet przed nimi samymi. Jest w nas „ja” znane sobie i znane innym, jest również takie „ja”, które jest nieznane nam, ale za to doskonale znane innym, wreszcie takie, które jest znane nam, ale za to ukryte przed innymi, i na końcu takie „ja”, które nie jest przejrzyste ani dla nas, ani dla innych.
Jezus, uzdrawiając człowieka, pozwolił mu zrzucić całkowicie płaszcz, który był symbolicznym parawanem ukrywającym prawdę. Widzieć to przede wszystkim być przejrzystym dla Boga, dla siebie i dla innych. Lęk przed pominięciem i utratą znaczenia w oczach innych sprawia, że z dnia na dzień ukrywamy się w coraz bardziej paradoksalny sposób: odsłaniając w sobie historie wzbudzające politowanie. W końcu stajemy się tak skryci, że samych siebie nie widzimy, choć wszyscy nas już dostrzegają. To jest szczyt ślepoty.
Zaryzykowałbym interpretację, że niewidomy Bartymeusz, zrzucając płaszcz, zerwał z taką postawą wymuszania litości u innych i zaryzykował życie w przejrzystości. Jeśli nawet tak nie było, to wydarzenie to jest na pewno symboliczną manifestacją takiej sytuacji. Przestał udawać. Jezus uzdrowił go w sposób najpełniejszy i subtelny. Zadając mu pytanie, czego on tak naprawdę pragnie, zmusił go do zdefiniowania swego kalectwa.
Nie powiedział mu: jesteś ślepy! Pragnął, by Bartymeusz sam siebie określił. Niekiedy powiedzenie komuś prawdy w oczy sprawia, że jeszcze bardziej on staje się zakłamany i jeszcze bardziej się ukrywa, i jeszcze usilniej się usprawiedliwia albo wyszukuje argumentów umacniających go w chorej pozycji do świata, Boga i niego samego. Najlepiej, jeśli człowiek sam stanie się odkrywcą swojego zamaskowania, bo wtedy najczęściej z nim zrywa.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
o. Augustyn Pelanowski OSPPE