Wielkie rzeczy działy się przy narodzinach Syna Maryi. Pokorna Służebnica Pańska zachowywała i rozważała je w swoim sercu. Może myślała, jak większość matek, jakie będzie życie Nowonarodzonego, jakie spotkają Go radości i cierpienia.
Gdy urodził się Staś, miałam świadomość, że otrzymuję w depozyt skarb, że Pan Bóg, powierzając mi go, ma do mnie zaufanie. A więc, Panie Boże – mówiłam – ustalmy jedno. To dziecko jest Twoje. Chciałabym, żeby na końcu swej drogi powróciło do Ciebie takie, jakie mi dałeś, czyli niewinne.
Ty znasz jego drogę. Gdyby miało się potknąć i wpaść w przepaść zatracenia, Ty możesz temu zapobiec. Możesz je zabrać, zanim do tego dojdzie. Nie zważaj na mój ból. Nie o mnie tu chodzi. Układałam się z Bogiem przez całą bezsenną noc. Jestem pewna, że takiej prośbie Bóg nie odmawia. Taką samą polisę ubezpieczeniową zawarłam dla kolejnych naszych dzieci: Franka, Joasi i Przemka. Teraz, gdyby coś zawirowało, mogę powiedzieć: „Spokojnie, jesteście ubezpieczeni na życie”.
Ks. Jerzy Szymik w homilii na ślubie Kasi i Przemka mówił, że nosimy w sobie genetyczny zapis Boga. O, to mi się podoba. To wiele wyjaśnia. Szczególnie to zadziwienie, gdy patrzymy na swoje mądre i roztropne dzieci. Skąd one to mają. Przecież nie po nas.
Przechowuję też w pamięci i rozważam słowa mojego ojca, który patrząc na swoje wnuki, powiedział: „Dzieci nie chowa się dla siebie. Trzeba dobrze przygotować je do drogi, którą muszą przejść samodzielnie. I trzeba im błogosławić”.
*emerytowana nauczycielka z Rydułtów.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Izabela Kucharczak