Myśl wyrachowana: Religia nie jest w szkole konieczna. Podobnie jak dzieci.
Jadę ja sobie autem, włączam odbiornik radiowy i słyszę, że Związek Nauczycielstwa Polskiego przyjął uchwałę, iż „w procesie wychowawczym szkoły rola i postawa duchownych jest sprzeczna z naukowym kierunkiem nauczania”. Dowiedziałem się też, że „Kuratorium wydało zakaz zbiorowego uczestnictwa młodzieży szkolnej w nabożeństwach”. Dalej leciały takie kawałki, że moralność oparta na religii jest niższa od tej, która jest od niej niezależna i dlatego trzeba wyrwać młodzież spod wpływów „mistyczno-magicznego myślenia”. No i że należy zlikwidować nauczanie religii w szkołach, a z sal szkolnych usunąć krzyże.
Nadchodził czas wiadomości, więc wyłączyłem płytę i przełączyłem się na Polskie Radio. Bo to, czego słuchałem wcześniej, to była nagrana książka Andrzeja Grajewskiego „Wygnanie”, o losach diecezji katowickiej w czasach stalinowskich. Cytowana uchwała ZNP została podjęta 9 października 1948 roku. Zakaz udziału młodzieży szkolnej w nabożeństwach wydało kuratorium w Katowicach 10 marca 1949 r.
Zaczęły się wiadomości. „Proponujemy, by zacząć nieagresywną debatę publiczną o miejscu religii w naszym państwie, zwłaszcza w szkołach. Uważamy, że miejsce tego przedmiotu jest w salkach katechetycznych przy kościołach” – słyszę. Tym razem mówił Grzegorz Napieralski, młoda twarz lewicy, a nie żaden komunista z czeluści historii. Na żywo mówił. W dalszym wywodzie szef SLD wyliczył, że zamiast pensji dla katechetów można każdemu uczniowi dać laptopa. Powiedział też, że teraz jest dobry czas na debatę o obecności krzyża w szkołach.
No cóż, stalinizm był znacznie lepszym czasem na taką „debatę”. Jak wtedy zaczęli debatować, to w try miga w szkołach nie było ani krzyży, ani katechetów. Niektórzy z tych ostatnich byli za to w więzieniach, a ich biskupi na wygnaniu. Ech, pomarzyć. Ideowy potomek tamtych speców od debatowania nie ma takich możliwości. Dlatego na początek musi kusić ludzi laptopami na wierzbie. Ale czemu tylko wymieniać religię na laptopy? Przecież można zamienić kościoły na szpitale, klasztory na domy kultury. Szlaki już przetarte, tawariszcz Napieralskij. Wszystko już było. Neutralność światopoglądowa to tylko inna nazwa dla ordynarnej, przymusowej ateizacji. Wrogość wobec Kościoła jest też ta sama. No i arogancja wobec społeczeństwa, którego zdanie jest tylko wtedy brane pod uwagę, gdy już się je odpowiednio urobi. Sprawa religii w szkołach jest znamiennym tego przykładem.
To nic, że prawie wszyscy rodzice zgadzają się na udział dzieci w lekcjach religii. Jak to ładnie sformułował w radiowej Trójce Maciej Gdula z „Krytyki Politycznej”: „szkoła nie jest własnością rodziców”. Nie? A kogo? Ach, no tak. Szkoła należy do tych lepszych, oświeconych. Chyba nawet nasze dzieci są ich własnością, skoro chcą je odciąć od treści dla nas najważniejszych, a domagają się nauczania tego, czego sobie nie życzymy. Napieralski chce „nieagresywnej debaty”. Po przetłumaczeniu na szczere brzmi to tak: „Zamierzam zdemoralizować wam dzieci, ale rozmawiajmy o tym spokojnie”. Dobrze, panie przewodniczący. A czy nasze dzieciaczki będziemy mogli czasem widywać?
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Franciszek Kucharczak