Myśl wyrachowana: Gdy białe staje się czarne, trzeba się zająć wzrokiem, a nie wybielaniem.
W 2007 roku mój brat napisał w „Gościu” tak: „Być może w przyszłości środowiska myślące w sposób totalitarny spróbują zamknąć chrześcijanom usta i wprowadzą prawny zakaz nazywania aborcji morderstwem (…). W Polsce w najbliższej przyszłości trudno to sobie wyobrazić”. Kilka dni temu pokazał mi ten tekst. – Patrz, nie minęły trzy lata, a już można to sobie wyobrazić – zauważył. Rzeczywiście – istnieje jakiś ciemny geniusz, który błyskawicznie zmienia myślenie w skali globalnej. Jeśli tylko dojdzie do głosu, to jego postulat, choćby był najwstrętniejszy i najbardziej szokujący, stanie się w naszych głowach domownikiem. A domownik zawsze coś przemebluje. Przypomnijcie sobie, co myśleliśmy 10 lat temu o adopcji dzieci przez homoseksualistów? W ogóle o tym nie myśleliśmy! A co 5 lat temu? Byliśmy zaszokowani takim pomysłem. A dziś? Dziś zastanawiamy się, „czy nie lepiej tak niż w domu dziecka”.
Jeśli nie otrzeźwiejemy, za 5 lat będzie akceptacja, a za 10 lat będą sądzić tych, którzy dziś się temu sprzeciwiają. Ten proces opisał św. Jakub: „Pożądliwość, gdy pocznie, rodzi grzech, a skoro grzech dojrzeje, przynosi śmierć”. Jeśli człowiek dopuści złą myśl, choćby tylko do rozważenia, ona kiełkuje i rośnie. Wiecie, dlaczego tak wiele małżeństw się rozwodzi? Bo w ludzkich głowach zaistniało słowo „rozwód”. A to słowo powinno być ze słownika wykreślone. Nie wolno go używać nawet w żartach.
Grzech ma naturę „misyjną” – nigdy nie poprzestanie na jednej ofierze i na jednym czynie. Te „misje” trwają też w związku z naszym procesem – tym od Alicji Tysiąc. Pięć lat temu prawie każdy był zaszokowany jej wystąpieniem. „Przecież to potworne” – słyszało się często. „Co pomyśli to dziecko, gdy dorośnie?” – zdumiewali się ludzie. Ale zatrute ziarno zakiełkowało i myśl zaczęła się z nim oswajać. Głosy oburzenia cichły, cichły, aż wybuchły z nową siłą, ale tym razem pod adresem tych, którzy swoje wcześniejsze oburzenie zostawili na piśmie.
Dwa tygodnie temu redaktor lokalnej telewizji przytoczył słowa z mojego felietonu sprzed pięciu lat: „Powstał jakiś nowy gatunek rodziców, którzy nie wstydzą się pokazywać całemu światu dzieci, których nie zdołali zabić, i jeszcze domagają się z tego tytułu rekompensaty”. – To nie za mocne słowa? – zapytał.
Co takiego? Za mocne? Patrzcie: nie bulwersuje już potworność, lecz to, że ktoś ośmiela się ją nazwać po imieniu. Gdy to piszę, nie wiem, jaki będzie wyrok sądu, ale widzę, że słowa sprzed kilku lat ocenia się według mentalności, jaka panuje dzisiaj. A kilka lat kalendarzowych, to – przy obecnym tempie zmian w myśleniu – kilka lat świetlnych. Kilkanaście dni temu, gdy trwała rozprawa, pod sądem stały pikiety obrońców życia i jego wrogów. A sto metrów dalej ujrzałem dwie siostry Matki Teresy z Kalkuty. Przez godzinę trwały w bezruchu. Modliły się. Wiedziałem, że nie one jedne. Dlatego zło nie wygra tej batalii. Gdy ludzie wytrwale się modlą, to – niezależnie od wyroku – ostrze zła zostanie odwrócone. A więc – módlmy się.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Franciszek Kucharczak