Myśl wyrachowana: Nie bójmy się nowej wojny - stara się nie skończyła
Dawny proboszcz mojej rodzinnej parafii bardzo cenił niemiecką kulturę. Kiedyś wrócił z muzeum Auschwitz. Zobaczyłem go w zakrystii, w nastroju dla niego zupełnie nietypowym. Niemal jęczał: „Jak taki kulturalny naród mógł zrobić coś takiego? Przecież oni mieli Goethego, Bacha, Schillera!”. Najbardziej przeraził go widok stosów dziecięcych bucików. „Co im te dzieci zrobiły?” – powtarzał bliski płaczu. Rzeczywiście, jak to możliwe, że w połowie XX wieku w środku Europy mogło dojść do takich potworności? Daremnie mówić, że brakło świadomości. Przed II wojną też ludzie myśleli, że są lepsi, bo bogatsi o doświadczenie I wojny.
Stworzyli Ligę Narodów, zawarli pakty, zabezpieczyli się fortyfikacjami i miało być dobrze. Ale zło obeszło zabezpieczenia jak Niemcy Linię Maginota i okazało się jeszcze gorsze. Po II wojnie ludzie stworzyli ONZ, zawarli sojusze, powołali instytucje do ścigania zbrodniarzy, nie pozwolili działać faszystom. Nawet „Mein Kampf” zakazali wydawać. Ale równie dobrze mogli zakazać druku Kodeksu Hammurabiego. Nazizm już się nie odrodzi, bo się dostatecznie skompromitował. To zgrana karta, a diabeł takimi kartami nie gra. On nie kusi ludzi tym, co budzi ich powszechną odrazę. Dziś „Mein Kampf” jest tylko złowrogą pamiątką na podobieństwo azteckich piramid. Ale nie ma się co łudzić, że dziś ludzie są lepsi, bo wiedzą, że antysemityzm jest zły, że zły jest nazizm, rasizm, faszyzm.
Walka ze złem oczywistym to budowanie nowej Linii Maginota - ogromne koszty i zero skuteczności. To tylko usypia ludzi w fałszywym poczuciu bezpieczeństwa i w przekonaniu, że są moralniejsi niż byli jeszcze niedawno. Że są dziś światli i tolerancyjni. Kochają pieski, nie pozwolą skrzywdzić muszki. Sojusz pacyfistów, ekologów i feministek gotów rozpętać piekło nad każdym przejawem tego, co nazwie dyskryminacją. Wszystko w trosce o człowieka, żeby przypadkiem nie poczuł się urażony w swoim najświętszym, bo postchrześcijańskim światopoglądzie. Twórcy nowego ładu myślą, że dzięki temu ludzkość stanie się lepsza i nowej wojny już nie będzie. Ale oni są jak generałowie opracowujący plan kampanii na podstawie fałszywych map.
Jak mają zwyciężać i skutecznie się bronić, gdy nie znają przeciwnika i nie wiedzą, kto jest ich sprzymierzeńcem? Świat, który nie bierze pod uwagę rzeczywistości duchowych, jest jak uzbrojony po zęby niewidomy. Wygląda imponująco, ale nie uniknie żadnego ciosu i celnym ciosem nie odpowie. Cywilizacja, która odwraca się od Boga, przestaje widzieć też diabła. I diabeł bez przeszkód buduje nowy gmach totalitaryzmu. Zachwyconych własną moralnością ślepców zagrzewa do mordowania dzieci, starców i chorych. Podziwiającym własną tolerancję każe niszczyć małżeństwo i rodzinę, i demoralizować młodzież. To jest prawdziwa wojna. Ta sama, co w roku 1939, tylko z użyciem innego rodzaju broni. Bo ziemskie konflikty to piana na powierzchni. Prawdziwa walka trwa w głębinach i nie chodzi w niej o życie doczesne, lecz wieczne. Jeśli mamy ją wygrać, musimy przejrzeć na oczy.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Franciszek Kucharczak