Myśl wyrachowana: Wierny Bogu zawsze stwarza problemy. Głównie diabłu.
Nie ma takiego dobra, na którym by ktoś nie stracił. Z kończącej się wojny nie są zadowoleni producenci broni, lek przedłużający ludziom życie utrudnia życie grabarzom, zdrowe zęby zagrażają wytwórcom kleju do protez. Nawet największe dobro zawsze godzi w czyjeś interesy. Słyszeliście ten jazgot, gdy Papież powiedział w Afryce, że „AIDS nie można pokonać dystrybucją prezerwatyw, które wręcz zwiększają problemy”? Wszyscy oczekiwali, że Benedykt XVI dokona intronizacji świętej Prezerwatywy, a tu masz – taki cios. W tej sytuacji postępowy świat rzucił się ratować mieszkańców Afryki. Hiszpania zadeklarowała, że wyśle na Czarny Ląd milion kondomów, a w prasie amerykańskiej pojawił się postulat usunięcia papieża i zastąpienia go kobietą. Ale najbardziej znamienne słowa wypowiedział były francuski premier Alain Juppé: „ten papież zaczyna stwarzać prawdziwy problem”. Właśnie.
Papież stwarza problem, bo wskazuje drogę wyjścia z tunelu, a to nie ta droga, przy której rozłożyło swoje kramy lobby antykoncepcyjne. Bo producenci prezerwatyw nie wskazują żadnego wyjścia. Przeciwnie – zainteresowani są tym, żeby ich klienci wiecznie błądzili w labiryncie niemoralnych zachowań, bezustannie narażając się na śmierć. Dzięki temu równie bezustannie można im wciskać gumowe „zabezpieczenie”. Pomaganie Afrykanom prezerwatywą to nowa odmiana rasizmu. Biali znów z pogardą cywilizują „dzikich”, świecąc im w oczy błyskotkami, tym razem z lateksu. To rzekomo z miłosierdzia, bo biali oczywiście niczego od czarnych nie chcą, co najwyżej bananów, tak niezbędnych do edukacji seksualnej w Europie i Ameryce. Prezerwatywa, wbrew bełkotowi o jej wartości zabezpieczającej, właśnie niesie zagrożenie, bo – niezależnie od fizycznej zawodności – nakłania ludzi do rozwiązłości seksualnej. Niesie fałszywy komunikat, że można w życiu robić coś, co nie będzie miało konsekwencji. Że można bawić się seksem bez zagrożenia AIDS-em, syfilisem i dzieckiem.
To właśnie takie rzeczy sprawiają, że młodzież – a coraz częściej już i dzieci – zamiast rzucać się do nauki, rzucają się na koleżanki i kolegów. Mówi się im przecież, żeby „uważały” przy tym, co robią, a skoro tak, to znaczy, że robić to mogą a nawet powinny. W efekcie problem się pogłębia, a „ludzie postępu” gaszą pożar benzyną, wprowadzając edukację seksualną już do przedszkoli (Wielka Brytania). Nie da się uciec od zła inaczej, jak zwracając się ku dobru. Ale zło z tego zadowolone nie będzie. Błogosławiona Anna Katarzyna Emmerich miała wizję Chrystusa cierpiącego w Ogrójcu. Widziała, jak diabeł wyrzucał Mu wielkie szkody, jakie rzekomo Jezus spowodował. Wiecie, co Mu zarzucił? Że przez niego Gergezeńczycy stracili stado świń (por. Łk 8,26–39). Fakt – stracili. Stado rzuciło się w przepaść po tym, jak Jezus pozwolił wejść w nie demonom, które wyrzucił z opętanego. Warto o tym pamiętać, gdy ktoś wystawia Kościołowi rachunek za jego upór przy prawdziwym ludzkim dobru. Bo jedno jest pewne: straty w świństwie to zawsze korzyść dla człowieka.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Franciszek Kucharczak