Myśl wyrachowana: Z łatwych rozwiązań bierze się rozwiązłość
Gdy tylko usłyszałem o sprawie ks. Wieńczysława Ł., który – jeśli wierzyć doniesieniom – chciał śmierci swojego dziecka, byłem pewien, że zaraz zacznie się gadanie o żeniaczce dla duchownych. No i buch – nazajutrz w dzienniku „Polska” najświeższy sondaż: Czy Kościół katolicki powinien znieść obowiązek celibatu dla księży. „Tak” – 55 procent, „nie” – 39 procent. Ludziom się chyba wydaje, że zniesienie celibatu jest dobre na wszystko. Nie zdziwię się, gdy ktoś zechce tym leczyć hemoroidy. Gdy tylko wybuchnie jakiś skandal w Kościele, zaraz społeczeństwo wie, co robić – niech się księża żenią i nastanie era szczęśliwości. Wilk zamieszka z barankiem, Tusk z Kaczyńskim razem paść się będą, a byle obywatel będzie ich poganiał.
Cóż to za naiwność myśleć, że ksiądz niewierny celibatowi na pewno będzie wierny żonie. Kto łamie zobowiązania w jednej sprawie, łatwo złamie je i w innej. Halo! Katolicy! To taka jest wasza odpowiedź na grzech? Złagodzić wymagania? Z dobrych kapłanów, jakich jeszcze mamy, zrobić zarabiających na dom urzędników? Kapłani mają niewyobrażalną władzę. Została im dana dla nas. Gdyby z niej w pełni korzystali, mogliby rozwalić piekło. W naszym interesie jest więc, żeby korzystali jak najwięcej. Kiedyś trafiłem na przedwojennego „Posłańca Serca Jezusowego”. Czytam: „Święty ksiądz czyni parafię dobrą parafią, dobry ksiądz czyni ją przeciętną parafią, przeciętny ksiądz czyni ją złą parafią”. Czy to już nieaktualne? A to też ma związek z celibatem. Bo celibat – jak stwierdził kiedyś brat Roger z Taizé – utrzymuje Kościół katolicki w nurcie mistycznym, w odróżnieniu od protestantyzmu, który postawił na funkcjonalizm.
Mistycyzm kapłanów jest nam wszystkim dużo bardziej potrzebny niż księżom żony. Gdy ksiądz walczy o swoich parafian na kolanach, parafianie to czują. Gdy nie walczy, też, niestety, czują. Ale gdy my, zamiast oczekiwać od kapłanów świętości, domagamy się ich banalnej nijakości, sami pozbawiamy się ich mocy. A i oni, nie widząc spragnionych dusz, łatwiej dają posłuch diabelskiej pokusie: „jesteś niepotrzebny”. Tu nie zniesienia celibatu trzeba. Trzeba zgiętych kolan, oderwania od bogactw, postu o chlebie i wodzie. Bo ożenek nie doda ognia prorokowi, nie ułatwi mu modlitwy, nie wyczuli na duchowe biedy. Potrzebujemy męczenników konfesjonału, a nie telewizora, strażników domu Pańskiego, a nie plebanii. Potrzebujemy znaków sprzeciwu w sutannach, habitach, koloratkach, a nie gogusiów, którzy świadczą o Jezusie tylko wtedy, gdy mają nastrój.
Jak świat światem, jeszcze żadna prawdziwa odnowa nie przyszła przez złagodzenie wymagań. Widziałem w kościele bernardynów w Opatowie przedziwną rzeźbę z XVII wieku. Nazywa się „tłocznia mistyczna”. Jezus cierpi z rozkrzyżowanymi ramionami, a nad nim Bóg Ojciec z gwintowanym narzędziem do wyciskania winnych gron „dokręca Mu śrubę”. Wyciska krew posłusznego Syna dla naszego zbawienia. Kto chce naśladować Zbawiciela, niech nie biadoli, gdy Bóg zechce wycisnąć zeń trochę potu. Zwłaszcza gdy jest księdzem.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Franciszek Kucharczak