Myśl wyrachowana: Nienawiść - krytyka zgłaszana przez osobę wyznania katolickiego.
No i stało się. Alicja Tysiąc pozwała do sądu ks. Marka Gancarczyka i kurię katowicką za to, co pisaliśmy o jej sprawie. Przy tej okazji Joanna Senyszyn orzekła, że „trzeba ograniczyć wolność słowa”. Gwiazda SLD wie, co mówi. Jej formacja dziedziczy przecież szczytne tradycje PRL, a bez cenzury żywot Polski Ludowej byłby krótszy niż znajomość Zapatero z Napieralskim. Zapewne jednak Joannie Senyszyn nie chodzi o ograniczenie wolności słowa w ogóle, bo nie mogłaby wtedy parodiować Ewangelii na marszach równości albo mówić, że Kościół jest „bezduszny, bezczelny, bogaty, bezideowy i bezkarny”. Nie, tu chodzi o uciszenie tylko tych słów, jakich nie życzą sobie słyszeć ideolodzy politycznej poprawności. Gdy Leszek Miller nazwał Zbigniewa Ziobrę zerem, prokuratura uznała, że to nie obraza, tylko ocena kwalifikacji. Gdy poseł Palikot nazwał o. Rydzyka Belzebubem, okazało się, że to taka krytyka. Gdy Adam Michnik pisze: „odpieprzcie się od Wałęsy”, to jest to wyraz jego uzasadnionej irytacji.
I tak powinno zostać. W tym celu powinno się reaktywować urząd cenzury, który pozwoliłby znów grać do jednej bramki. Gdyby i dziś „jedynie słuszni” trzymali łapę na każdym publikowanym słowie, nie musieliby uruchamiać Alicji Tysiąc. Ale na razie muszą. I to o wolność słowa idzie gra w procesie wytoczonym naszemu naczelnemu. Dziś chcą zakazać mówienia, że aborcja jest zabójstwem. Jutro wprowadzą aborcję na życzenie, bo „przecież nikt nie protestował, gdy mówiliśmy, że to tylko zabieg”. Wbrew słowom Alicji Tysiąc („ksiądz Gancarczyk nazwał mnie morderczynią nazistowską”) i tytułowi w „Wyborczej” („Proces za »niedoszłą morderczynię«”), nigdy i nigdzie nie napisaliśmy, KIM JEST pani Tysiąc.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Franciszek Kucharczak