Myśl wyrachowana: Człowiek, który umywa ręce, nazywa się Piłat. Człowiek, który przynosi misę, coraz częściej nazywa się katolik
Tydzień temu wybuchła dyskusja, czy minister Kopacz należy ekskomunikować za wskazanie szpitala, w którym „Agata” mogła zabić swoje dziecko. W „Faktach” TVN kamera pokazała uśmiechniętego księdza moralistę, jezuitę: „Pani minister być może otrzyma nagrodę w niebie za rzetelne wykonywanie obowiązków ministra”. No to rysuje się szansa kanonizacji esesmanów. Oni zazwyczaj naprawdę rzetelnie wykonywali swoje obowiązki, trzymając się ściśle przepisów prawa. Nie żebym porównywał panią minister do SS. Raczej do człowieka, który z założonymi rękami stoi na ulicy i patrzy, jak jakiś facet chce zamordować dziecko. Facet trzyma malucha za gardło, ale nie ma noża. – Żądam pomocy w celu usunięcia tego zlepku komórek – mówi do obserwatora. – Nie – rzecze tamten. – Swą odmowę motywuję klauzulą sumienia. Ale jestem zobligowany do wskazania ci miejsca, gdzie zrobisz to zgodnie z prawem – mówi, pokazując nieodległy budynek. Dokładnie takiego zachowania wymaga nasze prawo od ministra zdrowia i dyrektorów szpitali.
Niektórzy twierdzą, że katolik może przykładać rękę do aborcji, jeśli robi to pod przymusem. Za przymus uważają na przykład to, że dyrektor, który nie wskaże aborcyjnego szpitala, może stracić pracę. „On musi wskazać taki szpital, bo inaczej stracimy wszystkich katolików na liczących się stanowiskach” – usłyszałem niedawno. Nie, proszę państwa. My katolików tracimy w momencie, gdy oni dla obrony „liczących się stanowisk” wskazują, gdzie można mordować bezbronne dzieci. Chrześcijaństwo nie stoi na dyrektorach, tylko na męczennikach. Nie tylko tych męczennikach, którzy wylali krew – również na tych, których za przyzwoitość wylali z pracy. Bywają sytuacje, gdy heroizm jest obowiązkiem. Gdy trzeba bronić ludzkiego życia, to jest właśnie ta sytuacja.
Skoro mamy obowiązek reagować, gdy mordują człowieka na ulicy, jak możemy siedzieć cicho, gdy robią to za murami klinik? Musimy sprzeciwiać się zabijaniu dzieci bez względu na koszty. Jeśli nie da się inaczej, to trudno, to trzeba stracić pracę, dom, majątek. Ale nie bez walki. Niech nas sądzą, niech plują i drwią, ale niech świat widzi, że są granice, za które człowiek sumienia wykroczyć nie może. Katolik – jeśli to słowo oznacza jeszcze kogoś wierzącego Jezusowi – musi wiedzieć, że Bóg panuje nad wszystkim. Skoro nawet włos nie spada nam z głowy bez Jego wiedzy, to w czym problem? Bóg zadba o swojego wiernego i jego sprawy, choćby ten został na bruku w jednej koszuli albo i wylądował w więzieniu.
Doświadczył tego każdy, kto zaryzykował zaufanie do Boga. Chrześcijaństwo próbuje się w burzy z piorunami, a nie w burzy oklasków. Po tej pierwszej robi się świeżo i wychodzi słońce, po drugiej spada kurtyna i gasną światła. Czasem trzeba wybrać drogę ryzyka dla sprawiedliwości. Bo celem człowieka jest Słońce, które nie zna zachodu, a nie Zachód, który nie zna Słońca. Jeśli ktoś uważa inaczej, to taki z niego katolik jak z Ewy Kopacz.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Franciszek Kucharczak