Myśl wyrachowana: Złoczyńcom też należy się uczynek miłosierdzia: „więźniów pocieszać”
Tadeusz Mazowiecki, komentując niedawne wydarzenia w polskim Kościele, powiedział włoskiemu dziennikowi „Avvenire”: „Wielkim bólem napełnia mnie to, gdy widzę, że moja Polska, naród, który czerpie z katolicyzmu, nie umie przebaczać i nie zna litości”. Premier Mazowiecki swego czasu dał przykład, jak należy wybaczać po chrześcijańsku, odkreślając to, co było w PRL-u, słynną „grubą kreską”.
Gdyby tak miało wyglądać przebaczenie w Kościele, spowiednicy musieliby udzielać rozgrzeszenia, zanim ktokolwiek zdążyłby zbliżyć się do konfesjonału. No bo jak spowiednik może być tak bezlitosny, żeby kazać człowiekowi wyznawać jakieś grzechy? A są tacy zwyrodnialcy. Oni nawet nie poprzestają na wysłuchaniu grzechów. Żądają postanowienia poprawy, bo jak nie, to odprawiają z kwitkiem. No po prostu bestie. Prawdziwi chrześcijanie winni wyjść na opłotki i awansem rozgrzeszać wszystko, co się rusza, choćby ruszało się w domu publicznym. I niezależnie od tego, czy to coś zgłosiło jakieś zapotrzebowanie na rozgrzeszenie i czy w ogóle odróżnia grzech od grzebienia.
Tak właśnie przebaczono sługom PRL-u. Z tamtej strony grubej kreski został cały ich zbrodniczy dorobek. Ale oni sami tam nie zostali. Rechoczą teraz, patrząc z okien swoich pałaców na frajerów, którzy hurtem odpuścili im niewyznane winy. A ich „złamani” profitami agenci robią z siebie męczenników, oczekując hołdów, choć odebrali już swoją nagrodę. Całe to towarzystwo, dla zabezpieczenia się przed „mściwymi odwetowcami”, dorobiło do grubej kreski ideologię obowiązkowego wybaczania bez żadnych warunków. Dzięki niej ktokolwiek teraz dochodzi krzywd wyrządzonych w PRL-u, ten jest potworem-lustratorem, żywi zoologiczną nienawiść i nie jest chrześcijaninem.
To nieprawda, że katolik ma obowiązek być przeciwnikiem lustracji i twierdzić, że z głową w piasku ma się najwłaściwszy pogląd na rzeczywistość. Doszło do sytuacji, w której sprawcy oczekują przeprosin za to, że ich ofiary ośmielają się dochodzić sprawiedliwości. Całkiem jak w dowcipie: „Panie dyrektorze, proszę wybaczyć, ale już drugi miesiąc nie dostałem wypłaty”. Dyrektor: „Wybaczam panu”. Katolik musi być miłosierny, ale miłosierdzie opiera się na prawdzie. Zanim się przebaczy, trzeba wiedzieć przynajmniej, co właściwie jest do przebaczenia. Inaczej miłosierdzie chrześcijańskie uczynimy karykaturą w stylu Adama Michnika, który jedna się z Jaruzelskim, poklepuje po plecach z Kiszczakiem i pije wódkę z Urbanem, choć u tych panów nie widać cienia skruchy. To nie jest żadne miłosierdzie, to jest zagłaskiwanie sumień. Nie ma tu wyznania grzechów, żalu za nie, zadośćuczynienia i pokuty. Nawet prostego „przepraszam”.
Nic dziwnego, że się ludzie wściekają, skoro traktuje się ich jak stado baranów. Bo siano tanich morałów w miejsce uczciwego „zgrzeszyłem” jest bardziej obraźliwe niż milczenie. Polacy znają litość, ale najpierw muszą znać prawdę.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Franciszek Kucharczak