Myśl wyrachowana: Żeby zwalczyć przeludnienie, musi się urodzić więcej jego wrogów.
W telewizji odbyła się debata na temat posiadania dzieci. Gwoździem programu był lekarz pediatra, ojciec dziesięciorga dzieci. Po pojawieniu się gwoździa obecni w studiu ideolodzy „rozsądnego” posiadania dzieci zaczęli wyglądać na przybitych. Nie pasowało to do ich teorii, że liczną rodzinę może mieć tylko ktoś z marginesu. Nie poddali się jednak. Próbowali udowadniać, że to jakiś wyjątek. Trzydziestoparolatek chwalił się, że on nie płodzi dzieci ze względu na przeludnienie ziemi. Robi to też (a właściwie nie robi) właśnie z miłości do swojego potomstwa, któremu chce oszczędzić ciężkiego losu żyjących. Ukoronowaniem tej argumentacji było zdanie, że „to nie sztuka narobić dzieci”. Należy więc domniemywać, że sztuką jest dzieci „nie narobić”.
To pewnie jakaś odmiana sztuki nowoczesnej, którą wypada pochwalić, zachwycić się głębią jej przesłania, ale nie wiadomo, do czego służy ani nawet co przedstawia. Artyści tej sztuki tym różnią się od wszystkich innych, że nie tworzą. Mało tego, oni unikają twórczości, nienawidzą jej. Jeśli się coś pojawi, oni na głowie stają, żeby tego nie było.
Takim artyzmem popisała się niedawno Wanda Nowicka, szefowa Federacji na rzecz Kobiet i (he he) Planowania Rodziny. Przy okazji antygiertychowskiego wiecu chwaliła się, że ona sama niejeden „płód” usunęła, a przed nią robiły to matka i babka. Taka to już rodzinna tradycja. Prócz tego „świadectwa” było standardowe rozdzieranie szat nad podziemiem aborcyjnym i dziećmi niechcianymi. Kiedy się słucha takich rzeczy, można odnieść wrażenie, że to straszna rzecz istnieć.
A pewnie, że straszna. Dla diabła. Diabeł bardzo nie lubi czyjegokolwiek istnienia, bo jest artystą destrukcji, wirtuozem nicości. On przede wszystkim nienawidzi Boga, który bezustannie tworzy. W wyniku Bożej twórczości my zaistnieliśmy, a z nami słońce, drzewa, woda i kamienie. I pani Nowicka. I jej potomstwo, któremu nie dane było ujrzeć ani słońca, ani mamy, ani babci. Bo pani Nowicka uległa ciemnej propagandzie, która zawsze ma argumenty, ale nigdy nie ma racji. Bo choć gadanie o wolności wyboru i dzieciach niechcianych zawiera pozory słuszności, są to tylko podszyte strachem kłamstwa. Kto ten strach zwalczył, patrzy potem w oczy maleństw, których niby miał nie chcieć i mówi: „Jak mogłem być tak głupi, że chciałem pozbawić się takiego szczęścia”.
Skąd wiecie, artyści niebytu, że jakikolwiek człowiek jest gorszy niż nicość? A gdyby i pochodził z rodziny „patologicznej”, powiecie mu w oczy: „Jesteś gorszy”? Czy pogniecione sto złotych jest mniej warte niż odprasowane? Lamentujecie nad „niechcianymi dziećmi”, bo to wy ich nie chcecie. A nie chcecie, bo jest taki jeden, który was straszy istnieniem. I robi wszystko, żebyście w jego istnienie nie wierzyli.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Franciszek Kucharczak