Myśl wyrachowana: Seksualność jest zadaniem do wypełnienia, a nie daniem do zjedzenia.
Kościół zaczyna mówić o tym, że można używać prezerwatyw” – powiedziała w Radiu Zet Monika Olejnik. Nie ona jedna. Od dwóch tygodni krzyczą o tym całe stada kaczek dziennikarskich. Jak świat szeroki rozlega się radosne kwakanie, że oto Kościół „zrozumiał”, oto zaczyna się „dostosowywać do wymogów współczesności”, a nawet, że „zaczyna być miłosierny”. Jak było do przewidzenia, nikt nie zauważył, że informacja o ewentualnym stosowaniu prezerwatyw pojawiła się w trybie dyskusji i dotyczyła absolutnie wyjątkowej sytuacji. Takimi sytuacjami od zawsze zajmują się spowiednicy i na podstawie indywidualnych przypadków podejmują decyzje.
Plotka medialna z rozpatrywanego hipotetycznie wyjątku od razu zrobiła zasadę. Włoska agencja ANSA podała, że chodziło o przypadek, w którym jedno z małżonków jest chore na AIDS. Rzekomo wtedy wolno by było używać prezerwatywy, „żeby chronić współmałżonka”.
Tylko, ludzie, trochę rozsądku. Po pierwsze chodzi o katolików, a po drugie o małżeństwo. Kiedyś katolicy wiedzieli, że pozamałżeński seks jest grzeszny. Każdy. Jeśli dzisiaj wielu tego nie wie, to informuję, że „M jak miłość” nie jest miarodajnym źródłem wiedzy o aktualnym stanie moralności chrześcijańskiej.
Pozamałżeński seks jest grzechem i zawsze będzie, bo nie Kościół to wymyślił, tylko Pan Bóg. Nieprawdą są zatem pogłoski, że wolno współżyć zawsze i z kimkolwiek, byle z prezerwatywą.
Chodzi więc o katolickich małżonków, czyli ludzi, którzy ślubowali sobie miłość. Jeśli jakiś małżonek chory na AIDS domagałby się współżycia seksualnego, dowiódłby, że ślubował miłość tylko sobie samemu. Bo jak odpowiedzialny człowiek mógłby narażać drugą osobę na śmiertelne zagrożenie? Przecież nawet przedstawiciele lobby gumowego nie zaprzeczają, że prezerwatywa nie chroni przed AIDS, tylko ogranicza ryzyko zakażenia. Gdyby istniał choć promil ryzyka, domaganie się współżycia w takich warunkach byłoby podłością, a tu nie chodzi o promile, tylko kilkadziesiąt procent.
Jeśli ktoś jest chory na żółtaczkę, ten nie współżyje. Podobnie w przypadku wszystkich innych chorób zakaźnych. I oto dla AIDS miałby być wyjątek? Czy dlatego, że jest chorobą śmiertelną?
Seks nie jest prawem człowieka, tak jak nie jest prawem człowieka wzrok. Jedno i drugie jest darem danym w określonym celu, ale nie wszyscy ten dar otrzymują. Niewidomi jednak nie chodzą z transparentami „Wzrok dla każdego!”.
Seks też nie jest dla każdego. Jeśli ktoś ma AIDS, niech szuka książeczki do nabożeństwa, a nie prezerwatywy. Niech myśli o swojej duszy, a nie o narażaniu osoby ponoć kochanej. No, niestety, tak w życiu bywa, że człowiek nie może robić wszystkiego, na co ma ochotę. Ale człowieczeństwo testuje się właśnie wtedy, gdy człowiek znajdzie się w sytuacji, której nie chce. W małżeństwie nieraz takie sytuacje się pojawiają. To jest właściwy egzamin miłości – gdy ze względu na tego drugiego trzeba sobie czegoś odmówić. I to jest mocniejszy dowód miłości niż cokolwiek innego.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Franciszek Kucharczak