Myśl wyrachowana: "Jesteś dla mnie wszystkim" - piszą zakochani. Pewnie dlatego mówią potem: "Wszystko się skończyło"
Kiedyś szedłem sobie spokojnie chodnikiem opodal placu targowego. Aż tu nagle za plecami słyszę błagalne wołanie: „Proszę pana, ja nie mam hamulców!”. Uskoczyłem w porę, dzięki czemu kobieta na rowerze potoczyła się dalej i ostatecznie wkomponowała się w stragan z warzywami. Nie było wielkich strat, bo ta pani tylko w rowerze nie miała hamulców. Gorzej jest, gdy ludzie nie mają hamulców w innym sensie. To, niestety, zdarza się częściej, nie zdarza się za to, żeby użytkownicy takich bezhamulcowych pojazdów ostrzegali o możliwości wypadku. Przeciwnie, wymachują gałązkami oliwnymi i wołają: „miłość, miłość, miłość”. Miłość bowiem to taki smar, którym klajstruje się wszystkie ubytki w przyzwoitości. W imię miłości podstarzali panowie opuszczają swoje żony, w imię miłości żony zdradzają mężów, miłość ma usprawiedliwiać rozdarcie, z jakim żyją dzieci podzielone na osobne światy mamy i taty. Ale co zrobić - krew nie woda, serce nie sługa.
Tak rozumiana miłość zaowocowała wśród starszych licznymi rozwodami, a wśród młodszych brakiem potrzeby zawierania małżeństw. To zrozumiałe, bo przykład zawsze idzie z góry. Następne pokolenia doskonalą wynalazki poprzedników. Skoro rodzice pokazali, że można łamać najświętsze, bo przed Bogiem składane śluby, dzieci pokażą, że można w ogóle nie zawierać ślubów. Wnuki natomiast… a kto powiedział, że w ogóle muszą być jakieś wnuki?
Swego czasu miałem spotkanie z młodzieżą licealną. Przez godzinę trwała burzliwa dyskusja o seksie przedmałżeńskim, aż wreszcie jakaś dziewczyna zapytała: „Ale to w końcu jak to jest: jest to grzech czy nie?”. Sądząc z min pozostałych uczestników spotkania, jej pytanie było również ich pytaniem. I to mnie zaskoczyło, bo sądziłem, że szwankuje informacja, dlaczego to grzech, a tu się okazuje, że oni nie wiedzą już nawet, ŻE to grzech.
Właściwie trudno im się dziwić, bo oni uwierzyli, że seks to miłość. Zawsze. A skoro tak, to seks nigdy nie może być grzechem. Za tym idą kolejne wnioski, aż do stwierdzenia, że nieważna płeć, ważna miłość. A potem można iść jeszcze dalej. Wystarczy, że na początku z naszego roweru wymontowaliśmy hamulce.
Na szczęście są jeszcze mechanizmy otrzeźwiające, bo kto rzuca się w grzech, zazwyczaj dostaje w głowę jego skutkami. Niedawno natknąłem się na list do redakcji jakiegoś czasopisma kobiecego. „Boję się, że mąż mnie zdradza. To samo zrobił swojej pierwszej żonie. Wiem to na pewno, bo zdradzał ją… ze mną” - pisała trzydziestoletnia kobieta. Wstrząs, jaki przeżyła ta pani, mógł ją czegoś nauczyć. Może prostej prawdy, że miłość po trupach to zwykły egoizm. To dziwnie zabrzmi, ale najlepszą „walentynką” byłby liścik: „Nie zrobię dla Ciebie wszystkiego - nie zgrzeszę”. Nie ma lepszej gwarancji wierności, bo kto ze względu na wyznawane wartości nie zgrzeszy dla ciebie, ten też nie zdradzi cię z nikim innym.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Franciszek Kucharczak