Chciałabym się podzielić paroma uwagami na temat żłobków.
1. Kiedy zostaję sama z maluchami (dziećmi poniżej 2 lat), nie jestem w stanie się nimi zająć, tylko ich pilnuję, żeby nie zrobiły sobie krzywdy. Będąc w zaawansowanej ciąży nie byłam w stanie zająć się rocznym dzieckiem. Gdyby nie perspektywa oddania do żłobka, nie mogłabym się zdecydować na kolejne dziecko.
2. Jak dziecko zachoruje, można wziąć zwolnienie, jak zachoruje opiekunka – nic z tego.
3. Lubię swoją pracę, mogę się dzięki niej rozwijać i wiem, że jestem pożyteczna. Brakuje mi tylko tego, żeby żłobek był koło domu.
4. Nie miałabym pięciorga dzieci, gdyby nie możliwość oddania ich do żłobka.
5. Zdobycie miejsca w żłobku graniczy z cudem i w ostatnich latach (wcześniej nie było tego problemu) często słyszałam od kierowniczki o rodzicach, którzy ze łzami w oczach odchodzili od jej biura. Ja miejsce w żłobku dostałam „prawem serii”, natomiast pierwsze dziecko oddałam do żłobka z przekonaniem, że tak właśnie jest dla niego dobrze. Jeśli mówimy o tym, że trzeba rodzicom dać realny wybór, czy chcą dziecko oddać do żłobka, czy nie, to musi taka możliwość istnieć.
Proszę, nie krytykujcie tych żłobków aż tak bardzo. Sądzę, że wielu obecnych trzydziestolatków było w żłobku, prawdopodobnie gorszym od tego, jaki jest teraz, i niekoniecznie mają z tego powodu zaburzenia.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Ilona Iglewska-Nowak