Artykuł ks. Tomasza Jaklewicza „Dzieci Boga i gwiazd” (GN nr 38/2008) zainspirował mnie do komentarza. Autor precyzyjnie wyjaśnia błąd logiczny popełniany przez postępowców, polegający na rozważaniu, co jest prawdą – teoria naukowa czy podstawy wiary.
Ja chciałbym zwrócić uwagę na sam problem tzw. teorii wielkiego wybuchu, która dla autora artykułu była inspiracją do rozważań o relacjach nauki i wiary. Teorie w fizyce są opracowywane po to, aby objaśniać obserwowalne zjawiska za pomocą modeli matematycznych. Teoria jest teorią, a nie wyłącznie modelem matematycznym, jeżeli została zweryfikowana eksperymentalnie.
Dla opisania obserwowalnych zjawisk we wszechświecie opracowano teorię dynamiki przestrzeni kosmicznej, która została zweryfikowana eksperymentalnie i znakomicie służy astrofizykom do badań naukowych. Kłopot z tym, że użyte w teorii modele matematyczne wykraczają poza obszar zweryfikowany, co dotyczy zresztą każdego modelu matematycznego, stosowanego do opisu zjawisk fizycznych. W szczególności występuje w modelu matematycznym dynamiki wszechświata punkt istotnie osobliwy, który cały proces dynamiczny sprowadza do punktu w sensie geometrycznym. Uczciwy astrofizyk wie oczywiście, że to tylko przypadek poza strefą stosowalności teorii dynamiki wszechświata.
Poszukiwacze kamienia filozoficznego w modernistycznej formie zrobili z tego teorię wielkiego wybuchu. Z naukowego punktu widzenia to bardzo wątpliwa hipoteza, niemożliwa do zweryfikowania w dającej się ogarnąć przyszłości (chodzi o środki techniczne będące w dyspozycji badaczy) i bazująca na ekstrapolacji modelu matematycznego poza obszar jego uprawnionego stosowania. Zatem tzw. teoria wielkiego wybuchu nie bardzo pasuje do poważnych rozważań o relacjach między nauką i wiarą.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Andrzej Serwach