Jan Paweł II był człowiekiem odważnym i do odwagi zachęcał. Doświadczał mocy ciemności, ale ufnie szedł za Panem, opierając się na Jego krzyżu. Czego się boimy? Dlaczego? Jak pokonać nasze lęki?
Pytamy: w czym konkretnie mamy naśladować Jana Pawła? Na jaką cnotę wskazuje swoim życiem i nauczaniem? Odpowiedź pierwsza: odwaga. Przykładów osobistego męstwa Karola Wojtyły nie brakuje. Posługę papieską rozpoczął od wezwania „Nie lękajcie się”. Wielokrotnie wracał do tej myśli w swoim nauczaniu.
1. Człowiek: Życie poza lękiem
Nie bał się zostawiać „swojej ziemi”, by jak Abraham iść tam, gdzie wzywa Bóg. Poszedł odważnie za głosem kapłańskiego powołania w środku wojennej zawieruchy. Nie zawahał się zostawić swoich pierwszych miłości: literatury, teatru. W św. Bracie Albercie znalazł duchowe oparcie i wzór radykalnego wyboru drogi powołania. Zaraz po konklawe wyznał: „Bałem się przyjąć ten wybór”. Co dało mu siłę, by powiedzieć kardynałom: „Przyjmuję”? „Zrobiłem to w duchu posłuszeństwa Panu naszemu – Jezusowi Chrystusowi i w całkowitym zaufaniu Jego Matce, Najświętszej Maryi Pannie”. Nie bał się być sobą, nigdy nie lękał się wychodzić do ludzi. Ile odwagi wymagało przełamywanie watykańskich konwenansów? Zaraz po zakończeniu Mszy św. inaugurującej pontyfikat skręcił z wyznaczonej trasy, podszedł do tłumu. Mały chłopak przedarł się przez barierki, prałaci próbowali go zatrzymać, ale Jan Paweł II wziął go na ręce i przytulił. Także po zamachu nie przestał spotykać się z ludźmi, choć wiedział, że są tacy, którzy chcą go zabić.
Na pierwsze papieskie święta Bożego Narodzenia w 1978 r. chciał pojechać do Betlejem. Nie pozwolono mu. Kiedy oświadczył, że jedzie do Meksyku, watykańscy urzędnicy zdenerwowali się. Stolica Apostolska nie miała stosunków dyplomatycznych z Meksykiem. To państwo miało antyklerykalizm wpisany w konstytucję. Od ponad 100 lat obowiązywał zakaz publicznego noszenia stroju duchownego. Kiedy ulice Meksyku przemierzał samochód z Człowiekiem w białej sutannie, setki księży i zakonnic pojawiło się publicznie w stroju duchownym. Mierzył się odważnie z chorobą i ze śmiercią. Pisał: „Głębokim pokojem napełnia mnie myśl o chwili, w której Bóg wezwie mnie od siebie – życia do życia. Dlatego wypowiadam często i bez najmniejszego odcienia smutku modlitwę: »W godzinie śmierci wezwij mnie i każ mi przyjść do siebie«”. Kiedy umierał, powiedział: „Pozwólcie mi odejść do domu Ojca”.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
ks. Tomasz Jaklewicz