Adwent 2008. O zniechęcaniu do chrztu, szczypcie soli i Kościele dla grzeszników z o. Stanisławem Jaroszem rozmawia ks. Tomasz Jaklewicz.
Ks. Tomasz Jaklewicz: Paweł spotkał osobiście Jezusa, miał teologiczne wykształcenie, silny charakter, osobowość. Mógłby spokojnie powiedzieć: po co mi Kościół, sam sobie poradzę.
O. Stanisław Jarosz: – Często spotyka się dziś taką postawę: „w księży nie wierzę, w Kościół nie wierzę, ja wierzę w Pana Boga”. Takie mówienie jest totalnym nonsensem. Nie ma Jezusa bez Kościoła. Nasuwają mi się trzy argumenty. Po pierwsze sam Paweł usłyszał z ust Jezusa: „Dlaczego Mnie prześladujesz?”, a przecież on Jezusa nie prześladował. Wydawało mu się, że sprawa jest zamknięta. Jezus umarł, pogrzebali Go, koniec. Paweł prześladował uczniów, czyli Kościół. Po drugie powrót do życia Pawła dokonał się przez posługę Kościoła. Ananiasz poszedł do niego, wprowadził do wspólnoty, gdzie otrzymał chrzest. Po trzecie ważne jest to, co sam św. Paweł mówi o Kościele, że jest Ciałem Chrystusa, Bożą budowlą. Spoiwem Kościoła jest Jezus. Ta świadomość jest bardzo potrzebna. Bliska
jest mi ta idea soborowa, że Kościół jest sakramentem zbawienia. Nie ma poza Kościołem zbawienia. Nie w tym sensie, że wszystkich musimy ochrzcić, ale w tym sensie, że dla wszystkich ludów droga zbawienia idzie przez Kościół. On jest tym widzialnym znakiem, że Chrystus zmartwychwstał.
Stawiamy często znak równości między słowami „Kościół” i „duchowieństwo”.
– Denerwuje mnie to, że w orzeczeniach biskupów czy w naszym księżowskim przepowiadaniu mówimy tak o Kościele, jakby to była tylko hierarchia, np. „Kościół wypowiedział się na temat”. Zaraz, zaraz, przecież to biskupi wypowiedzieli się w imieniu Kościoła. Albo mówi się, że ktoś zaatakował Kościół, a chodzi o to, że ktoś zaatakował jakiegoś księdza czy biskupa, a nie Kościół. Przecież Kościół jest wspólnotą ludzi ochrzczonych.
Byliśmy ochrzczeni jako dzieci i nie wiemy o tym.
– Gdy prowadzę przygotowanie do chrztu, to na pierwszym spotkaniu dla rodziców i chrzestnych mówię: „Proszę państwa, namawiam was, żebyście nie chrzcili swojego dziecka”.
I co na to rodzice?
– Pytają zdziwieni .„Dlaczego?”. Odpowiadam: „Bo go wyposażycie w narzędzia, których nigdy nie będzie używało”. Pytam rodziców: „Czy wy naprawdę chcecie, żeby wasze dziecko stało się uczniem Jezusa, żeby stało się Kościołem?”. „Nie, bez przesady, my go chcemy tylko ochrzcić”. Ale przez chrzest stajemy się uczniami Chrystusa. Mówię czasem w konfesjonale: „Chłopie, jest wyjście z twojej sytuacji – zabrać ci chrzest, nie miałbyś grzechu, że się nie modlisz, że nie chodzisz do Kościoła. Bądź poganinem, skoro żyjesz jak poganin. Po co kłamać?”.
Ale chrztu nie da się wymazać.
– No tak. Chrzest jest zadaniem na całe życie. Zawsze staram się udzielać chrztu bardzo uroczyście. Po polaniu wodą biorę ochrzczonego brzdąca w ramiona, podnoszę go do góry i pokazuję ludziom. A potem tłumaczę rodzicom, że to dziecko nie jest już tylko wasze, ono stało się uczniem Chrystusa, ono ma misję przyjęcia krzyża. Ja sam się tego ciągle uczę, że mam pokochać ten Kościół, że mam dla niego życie stracić. Kiedy celebruję Eucharystię, powinienem umieć powiedzieć „chcę stracić życie dla tych, dla których odprawiam”. Przez długi czas myślałem w czasie podniesienia, że kłamię.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
ks. Tomasz Jaklewicz