Adwent 2008 Zostałem zdobyty przez Chrystusa Jezusa (Flp 3,12)
Są w życiu takie chwile, kiedy na usta cisną się człowiekowi same przekleństwa. Kiedy nagle wszystko wali się nam na łeb. Chyba coś takiego spotkało Pawła pod Damaszkiem. Idealizujemy to wydarzenie, robimy z niego ckliwą historyjkę. „Spotkał Jezusa na drodze swojego życia”. Kurka wodna, to nie było takie proste!
Paweł napisał po latach: „Zostałem zdobyty przez Chrystusa”. „Zdobyty” – czyli pokonany po walce, schwytany, przyłapany, obalony na ziemię. Czytamy w Dziejach Apostolskich, że stracił wzrok, że musieli go prowadzić za ręce, że trzy dni nie widział, nie jadł i nie pił (Dz 9,8–9). Nie, to nie było miłe przeżycie. Nie jest wcale przyjemnie przegrywać, zwłaszcza komuś tak ambitnemu i pewnemu siebie jak Szaweł. A on w jednej chwili stracił wszystko. Stracił pewność siebie, sens życia, przyjaciół, swoją religię… To była naprawdę katastrofa. Wszystkie pewniki, których się dotąd trzymał, zostały zanegowane. A przecież leżąc bezwładnie jak długi na drodze do Damaszku, wyrzucony z siodła, potrzaskany, z twarzą przy ziemi, odnalazł najcenniejszy skarb. A może należałoby powiedzieć odwrotnie: to Paweł został odnaleziony przez Kogoś, kogo wcześniej dobrze nie znał, ale serdecznie nienawidził.
Jak się to ma do mojego życia? Chwile po ludzku przeklęte mogą okazać się błogosławione. Przebudzenie może nastąpić w najmniej spodziewanym momencie. Tego nie da się zaplanować. Bóg wybiera czas i miejsce. Nie, to nie jest tak, że On podkłada nam nogę, żebyśmy polecieli na pysk i przekonali się, kto ma rację. Kto ufa tylko sobie, kto sam siebie czyni bogiem, ten prędzej czy później doświadczy katastrofy. Może to być gwałtowny upadek albo powolne opadanie na dno. Dobra Nowina jest taka, że kiedy toniemy, zawsze możemy wołać: „Jezu, ratuj”. Nie ma grzechu, którego by Bóg nie mógł wybaczyć, nie ma nienawiści, której by nie mógł pokonać, nie ma ciemności, w której nie mógłby zapalić światła. Na dnie ludzkiej nędzy, tam, gdzie łapie nas w swoje sidła rozpacz, właśnie tam czeka na nas nadzieja większa niż wszystko, co możemy sobie wyobrazić.
Każdy z nas ma swoją drogę i swoje upadki, swoje krzyże, swoje ciemności. Nie każda katastrofa staje się piękną katastrofą. Piękną może być tylko wtedy, kiedy uwierzę, że istnieje miłość większa od mojej głupoty, pychy, nieczystości, zdrady. Ta miłość jest bezbronna, podatna na zranienie, odrzucenie, gotowa na wszystko, nawet na ukrzyżowanie. Ta miłość jest w Bogu, tą miłość objawił Chrystus ukrzyżowany, a przecież żyjący. Ta miłość nie leczy świata przemocą, ale przebaczeniem. Ona z nieskończoną cierpliwością czeka na mnie, bym ją przyjął. Ja, stary koń, jak bezradne dziecko.
ks. Tomasz Jaklewicz
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Adwent ze św. Pawłem