Piniądze to nie syćko – mówią bracia Tadeusz (z lewej) i Józef Galicowie
Józek zadzwonił po braci. „Koniec, chopy!” – twardo zdecydowali. – I natychmiast zamknęliśmy agencję, nie czekaliśmy z tym ani minuty – wspomina dziś Józef Galica.
Różni ludzie chcieliby znów otworzyć tu agencję: oferują Galicom duże pieniądze za wydzierżawienie budynku. – Ale my im mówimy: nie. Dutki to nie syćko, piniądze to nie syćko. Jo wieki nie byda żył. Kożdyn jedyn będzie musiał stanąć przed Panem Bogiem. A tam już nie ma ściemy. Chcę w niebie uścisnąć dłoń mojego brata, który zginął w wypadku 20 lat temu – mówi zdecydowanie Józef Galica.
Bracia zdjęli też wszystkie reklamy kierujące do agencji. Klienci, którzy dojeżdżali tu z Zakopanego, byli zszokowani. – Już wcześniej sobie myślałem, żeby ten lokal zamknąć. Ale myśleć to nie to samo, co robić... Nie zdobyłem się na to, bo były z tego ładne pieniądze – mówi pan Józek.
Siła do zerwania z tym sposobem na życie przyszła do Galiców sama, i to nagle. Właśnie wtedy, gdy słaby i chory Papież odchodził do nieba. – Czasami człowiek nie umie czegoś załatwić. Widać Ojciec Święty się wstawił. Ja go przez całe moje życie pilnie obserwowałem i zawsze w nim widziałem nojwiynkszego gazdę – mówi pan Józef. – No i przez te lata nie opuściłem w niedzielę ani jednej Mszy. To ważne, żeby księża nie wyrzucali z kościołów takich ludzi jak mnie. Jo Pisma Świyntego może nie czytom, ale słuchom. I słyszałem, że jak się jedna owca odłączy od stada, to ona dla Pana Boga jest ważniejsza od całego stada! My też z braćmi pobłądzili. Ale każdy ma prawo swój błąd naprawić – dodaje.
Galicowie mieli ciężkie dzieciństwo. – Mam wspaniałą matkę. Dziękuję za nią Bogu, dziękuję za rodzinę, za dzieci. Mój ojciec też był dobrym człowiekiem, ale od jego charakteru silniejsza była wódka. Był taki moment, że bardzo się za niego wstydziłem, biłem się z kolegami, którzy mnie z powodu taty wyśmiewali. Jak ojca i wodza traktowałem wtedy mojego brata Bronka. Kiedy Bronek zginął, miałem 16 lat. I wtedy ja musiałem zostać takim ojcem dla moich braci – wspomina.
Bracia mają w okolicy przydomek „Gódbaje”. Prowadzili już warsztat blacharski i studio nagrań wideo. – A później się pogubiliśmy i otworzyliśmy agencję. Teraz, choć mam mniej pieniędzy, nie żałuję. Ludziom się tylko wydaje, że za pieniądze można kupić wszystko – podkreśla Józek Galica.
Galicowie chcą zająć się budownictwem. – A jak trochę przyjdę do pieniędzy, to chcę działać charytatywnie, pomagać dzieciom. Żeby ludzie kiedyś powiedzieli: „Ci Gódbaje to nie tacy źli ludzie. Nagrzeszyli w życiu, ale też pomagali ludziom”. Chcę, żeby moje dzieci się za mnie nie wstydziły – mówi Józek Galica. – Te rany cośmy se zadali, będą się długo goić. Wiem, że ludzie mnie będą długo palcami pokazywać. Trudno. Jeśli ktoś jest bez grzechu, niech w nas rzuci kamieniem. Ale wiysz, że od roku czuję się jakby lżejszy, że normalnie patrzę ludziom w twarz? – mówi.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Przemysław Kucharczak