Krzyk Jezusa jest przejmującą skargą na granicy rozpaczy. Zarazem jest modlitwą. Objawia Boga solidarnego z każdym ludzkim nieszczęściem. W najgłębszych nawet ciemnościach nie jesteśmy sami. Stąd nadzieja.
Doświadczamy kruchości życia. Wystarczy obejrzeć wiadomości. Każdego dnia giną ludzie. Tysiące umierają z głodu, na AIDS, giną w zamachach, katastrofach, pod ruinami domów, w lawinie, pod wodą. W chwilach tragedii, takich jak ta niedawna na Śląsku, pytanie „dlaczego?” przybiera często formę: „gdzie jest Bóg?”. Wymówione głośno lub zduszone płaczem, może nawet wykrzyczane z pięścią wzniesioną ku niebu. To jednak znak, że szukamy oparcia poza tym światem. Widzimy bowiem, że tu nie mamy nic pewnego. Rozumiemy, że zostaje nam tylko zwrócić się do Boga. Tylko ON, nikt inny, może mieć słowo, które położy bandaż na ranę. Możemy powtórzyć za św. Piotrem: „Panie do kogóż pójdziemy? Ty masz słowa życia wiecznego” (J 6,69).
Krzyż Chrystusa rozjaśnia ciemności ludzkiego cierpienia. Rozjaśnia, czyli nie wyjaśnia do końca. Tajemnica pozostaje tajemnicą, ciemność nie ustępuje, ale w mroku pojawia się światło. Tego światła jest tyle, aby człowiek wytrzymał próbę. „Często nie jest nam dane poznać, dlaczego Bóg powstrzymuje rękę, zamiast interweniować – pisze Benedykt XVI w swojej pierwszej encyklice. – Zresztą On nie zabrania nam wołać, jak Jezus na krzyżu: »Boże mój, Boże mój, czemuś Mnie opuścił?« (Mt 27, 46). Powinniśmy pozostawać z tym pytaniem przed Jego obliczem, w modlitewnym dialogu: »Jak długo jeszcze będziesz zwlekał, Panie święty i prawdziwy?« (Ap 6, 10)”.
Słowa Jezusa są nie tylko wołaniem udręczonego człowieka, są również słowami Boga. On sam schodzi na dno ludzkiego opuszczenia i bólu. Jest obok każdego cierpiącego człowieka, nie po to, by prawić kazania, tłumaczyć, lecz by mu powiedzieć: „nie jesteś sam, jestem z tobą”. Na łożu boleści nikt już nie potrzebuje wyjaśnień lub fałszywie brzmiących zapewnień typu „nie martw się, wyjdziesz z tego”. Cierpiący potrzebuje obecności. Potrzebuje miłości, która pomoże mu przyjąć najtrudniejszą prawdę.
Nie uciekniemy od nocy. Jest częścią naszego życia. Samotność, strapienie, poczucie opuszczenia przez Boga – te stany pojawiają się na drodze wiary. Trzeba się z tym zgodzić i zanieść własne ciemności pod krzyż. Albo inaczej – odkryć, że moje ciemności mieszczą się w ciemnościach samego Chrystusa na krzyżu. Na końcu ciemności krzyża jest światło zmartwychwstania. Z Chrystusem moja bezsilność i niemoc przemienia się w całkowitą ufność. „Z Tobą ciemność nie będzie ciemna wokół mnie, a noc tak jak dzień zajaśnieje”.
Wołanie Jezusa jest modlitwą. Słowa „Boże mój, Boże mój, czemuś mnie opuścił?” pochodzą z Psalmu 22. To modlitewna skarga człowieka doświadczonego przez los. Psalm nie jest jednak w całości lamentacją. W drugiej części staje się pieśnią dziękczynienia. Kto rozpoczyna ten psalm, ogarnia duchem jego całość. Poczucie opuszczenia przez Boga zmienia się w nadzieję ocalenia. Bóg, jako Pan życia i śmierci, ma moc wyrwać człowieka z ciemności utrapienia i śmierci. „Gdzie jest taka rozpacz, która nie mogłaby się sama stać modlitwą?” (K. Rahner).
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
ks. Tomasz Jaklewicz