Kiedy o. przeor Stanisław Gołąb OP pokazywał rzeźbiarce z Bełchatowa cudowną figurkę Matki Gidelskiej, zaczęły mu się trząść ręce. – Taka mała, a tyle cudów uczyniła.
Artystka wykonała do-kładną kopię Matki Bożej z żywicy. Mu-siała zobaczyć oryginał, bo na zdjęciach wychodziły zafałszowane kolory. – A to ciemny brąz, kamień, jak mówią badacze, nieznany w Polsce – opowiada przeor. Teraz idealnie odwzorowaną figurkę można dostać w tutejszym sklepiku. Viola i Sara z II klasy gidelskiego gimnazjum zaglądają do bazyliki codziennie przed zajęciami i po nich. Z ostatniej ławki, gdzie klękają, nie widać Matki Bożej. Ale modlą się do Niej. I – jak mówią – to bardzo pomaga, nie tylko w szkole.
Lepsze niż antybiotyk
Gidle, wioska między Częstochową i Radomskiem. Właściwie trzeba do niej zboczyć. Ale to miejsce jest po drodze wielu pielgrzymom zdążającym do sanktuarium. Rocznie przyjeżdża tu ponad 2 tys. autokarów. Kiedy jednego dnia jest ich kilka z jakiejś okolicy, przeor wie, że tam zdarzyło się uzdrowienie. Tylko w drugim półroczu 2004 r. udokumentowano 11. – Matka Boża leczy z różnych chorób, szczególnie nowotworowych. „Gidelskie winko” zostaje zamknięte w ampułkach tak jak antybiotyki.
Ale jest skuteczniejsze od nich. Zainteresowani dzwonią i piszą z różnych stron Polski, ale też z Japonii czy Korei. Natychmiast wysyłamy im przesyłkę z „winkiem”. A potem nacierają nim chore miejsca, piją po kropli, modląc się. Tylko tu, jak nigdzie w kraju, w pierwszą niedzielę maja dokonuje się tradycyjnie obrzęd „kąpiółki”. Cudowny posążek Matki Bożej zanurzany jest w winie. Pątnicy przynoszą na nie swoje naczynia. Reszta przez cały rok jest rozdawana potrzebującym i chorym.
Na „kąpiółkę” od lat przyjeżdża z dużym tortem cudownie uzdrowiony chłopiec spod Rybnika, który zostawił tu swoje kule. Dziś jest mężczyzną, ale jako 11-latek wymyślił, że co roku tak będzie dziękował Matce Bożej. O. Stanisław został przeorem tutejszych dominikanów i kustoszem sanktuarium w lipcu zeszłego roku. – Wierni przychodzą tu, do Matki Bożej, jak do mamy, proszą: „Mamo, daj”, i Mama im daje – mówi. Sam urodził się, kiedy jego matka dobiegała czterdziestki. Już jako zakonnik bardzo sobie cenił odwiedziny w domu rodzinnym. Pamięta, jak mama czuwała całą noc, żeby zbudzić go o odpowiedniej porze, kiedy miał wyjechać. Tu czuje taką opiekę Świętej Panienki.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Barbara Gruszka-Zych