José de Ribera, "Św. Andrzej", olej na płótnie, ok. 1631, Muzeum Prado, Madryt
Spracowane ciało starego człowieka opiera się o wielki drewniany krzyż. To jedyny znak, że mamy przed sobą świętego. Bez tego atrybutu byłby to po prostu portret rybaka spod Neapolu, bo tam Ribera malował swój obraz. Artysta zrezygnował nawet z zaznaczenia nad głową św. Andrzeja aureoli. Chciał bowiem, byśmy zobaczyli apostoła jako zwykłego człowieka, którego szlachetne życie i męczeńska śmierć doprowadziły do wiecznej chwały.
Andrzej zmarł ukrzyżowany w greckim mieście Patras na półwyspie Peloponez 30 listopada 62, 65 lub 70 roku. Wcześniej dokonał tam bardzo wielu nawróceń. Wśród nawróconych mieli się znaleźć żona i brat rzymskiego prokonsula Aegeatesa. Rozwścieczony prokonsul nie darował tego apostołowi i skazał go na śmierć.
Krzyż, który widzimy z prawej strony obrazu, ma niezwykły kształt, przypominający literę X. Zgodnie z tradycją, utrwaloną już ok. IV wieku, właśnie na takim krzyżu skonał św. Andrzej. Było to symboliczne nawiązanie do słowa Chrystus. Grecka litera Χ (wymawiana jak „ch”) jest bowiem pierwszą literą greckiego słowa Χριστος (Christos). Taki krzyż, znany w starożytnym Rzymie pod nazwą crux decussata, nazywany jest teraz powszechnie krzyżem św. Andrzeja.
Z prawej strony obrazu widzimy więc aluzję do śmierci apostoła, natomiast z lewej – do jego ziemskiego życia. Był kiedyś rybakiem. Dlatego prawą ręką trzyma końcówkę haczyka wbitego w język złowionej ryby. Pomiędzy pracą rybaka a śmiercią na krzyżu wydarzyło się w życiu Andrzeja coś, co teraz rozświetla mu nadnaturalnym światłem jego szlachetną, mądrą twarz. Andrzej był – wraz ze swym bratem Piotrem – pierwszym uczniem powołanym przez Jezusa.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Leszek Śliwa