Andrea di Bartolo, „Chrystus w drodze na Kalwarię”, tempera na desce, 1415–1420, kolekcja Thyssen-Bornemisza, w depozycie w Muzeum Narodowym Sztuki Katalońskiej, Barcelona
Tłum ludzi wypełnia ten obraz, ale ważne są tylko dwie osoby. W środku, na pierwszym planie, widzimy Chrystusa niosącego krzyż. Zbawiciel odwraca głowę do tyłu, tak jakby usłyszał, że ktoś go woła. Pełne smutku spojrzenie Jezusa kieruje nasz wzrok w stronę Matki Bożej. To właśnie Ona, namalowana z lewej strony, woła Syna, wznosząc do góry ręce.
Oprawcy nie zadowalają się tym, że prowadzą Jezusa na śmierć. Pragną zadać Mu jeszcze dodatkowe cierpienie. Za wszelką cenę chcą nie dopuścić, by Maryja podeszła do Syna. Pomiędzy nią a Jezusem są dwaj żołnierze. Jeden z impetem popycha Zbawiciela do przodu, drugi próbuje powstrzymać Maryję. Jest tak zdeterminowana, że skierował w jej stronę ostrze miecza.
Za Matką Bożą widzimy św. Jana. Artysta nawiązuje do późniejszych słów Jezusa, który, już wisząc na krzyżu, powierzył swą matkę opiece umiłowanego ucznia. Już tutaj Jan występuje w tej roli. Podąża tuż za Maryją, dbając, by nie stała się Jej krzywda.
W głębi, pomiędzy Jezusem a popychającym Go oprawcą, widzimy jeszcze jedną ważną postać. Jakiś mężczyzna pomaga Chrystusowi nieść krzyż. To Szymon Cyrenejczyk, wspominany przez trzy Ewangelie. „Wychodząc spotkali pewnego człowieka z Cyreny, imieniem Szymon. Tego przymusili, żeby niósł krzyż Jego” – pisze o nim św. Mateusz (27,32).
Na dole z prawej strony obrazu Andrea di Bartolo umieścił dwie małe postacie ludzkie, namalowane jakby w zupełnie innej skali. Wyraźnie nie są częścią kompozycji. Prawdopodobnie to sylwetki sponsorów dzieła.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Leszek Śliwa