Z Jarosławem Kaczyńskim, prezesem PiS, rozmawiają Przemysław Kucharczak i ks. Artur Stopka
Przemysław Kucharczak, ks. Artur Stopka: Na czym ma polegać moralna rewolucja, o której Pan często mówi?
Jarosław Kaczyński – Pierwszy raz powiedziałem o niej dziesięć lat temu. To było świadome nawiązanie do polskiej tradycji, do roku 1863, do daleko idącej zmiany nastroju społecznego w stronę odnowienia, odrodzenia, odkrycia na nowo wartości, przede wszystkim narodowych, ale też daleko idąca zmiana stylu życia. Mojemu pokoleniu przyszło przeżyć coś podobnego w roku 1980. Pierwsza „Solidarność” to była klasyczna rewolucja moralna. Patrzę z przerażeniem na to, co się działo przez ostatnie dziesięć lat w III Rzeczypospolitej, ale mam świadomość, że to nie władza ma tę rewolucję przeprowadzać. Władza może takim przemianom sprzyjać, ale w żadnym razie nie jest w stanie ich stworzyć. Taka przemiana jest Polsce bardzo potrzebna, i jest nadzieja, że do niej dojdzie. Duża część Polaków utknęła w zabieganiu o nienależne dochody, ale radością napawa mnie fakt, że młodzi ludzie potrafią powiedzieć, że chcą pełnić ważne funkcje na przykład w zarządach wielkich firm, ale nie za tak ogromne pieniądze, jak to czynili ich poprzednicy.
To chyba raczej pojedyncze przypadki?
– Tak, ale mam świadomość, że przed rokiem 1980 czynną opozycję stanowiło kilkaset osób. I z tej niewielkiej grupki w krótkim czasie powstał ogromny, liczący dziesięć milionów ludzi, ruch.
Wtedy była zupełnie inna sytuacja...
– Mówi się, że generałowie zwykle planują poprzednią wojnę. Nie da się przewidzieć przyszłości. Życie społeczne jest bogate i jeśli teraz pojawi się rewolucja moralna, będzie zupełnie inna od tego, co znamy. Są znaki, że przemiana rzeczywiście może nastąpić.
Ostatnio Manuela Gretkowska w piśmie „Sukces” całkiem serio napisała nową wersję Pańskiego życiorysu...
A tak, rzeczywiście. Dowiedziałem się z niego, że od dziecka byłem półsierotą...
Pani Gretkowska w tym artykule informowała czytelników, że wychowała Pana owdowiała matka. Tymczasem Pański ojciec zmarł dopiero w zeszłym roku... Te bzdury w prasie pokazują jednak, że niewiele wiemy o przeszłości rodziny braci Kaczyńskich...
– Pochodzę z rodziny inteligenckiej. Dalsi przodkowie byli posiadaczami ziemskimi, ale znaleźć można też prawników i oficerów. Mój dziadek był urzędnikiem kolejowym. 1 września 1939 r. awansował do dyrekcji kolei w Brześciu. Uciekł z rodziną przed pierwszą wywózką i trafił do Warszawy. Tam Ojciec zdał maturę i rozpoczął studia. Znalazł się też w AK. W pierwszym dniu Postania Warszawskiego, na Służewcu, został poważnie ranny, dlatego do końca życia miał zniekształconą rękę. Ale wylizał się i wrócił do walki. Dostał się do niewoli, uciekł z niej. Po wojnie skończył politechnikę w Łodzi, był inżynierem. Ojciec Mamy był inżynierem budowlanym. Miał firmę, działał w Warszawskiej Spółdzielni Mieszkaniowej. Mama była w Szarych Szeregach w Starachowicach. W czasie akcji „Burza” pracowała w szpitalu. Uczyła się na tajnych kompletach. Po wojnie ukończyła polonistykę. Pracowała w Instytucie Badań Literackich, uczyła też w szkole. Włożyła niezwykle dużo w nasze wychowanie i wywarła na nas wielki wpływ. Rodzice nie byli w żadnej partii, wychowywali nas po katolicku i w duchu patriotycznym. Nigdy mi na przykład nie przyszło do głowy, by móc opuścić Polskę. Żyli zwyczajnie.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
mówi Jarosław Kaczyński, prezes PiS