Seria pobić pracowników polskiej ambasady i na koniec dziennikarza "Rzeczpospolitej" nie wyglądana zbiór przypadków. I całe szczęście. Przepraszam, czy tu biją? – tytuł starego filmu może znakomicie uzupełnić wnioski wizowe, składane przez Polaków udających się do Moskwy.
Seria pobić pracowników polskiej ambasady i na koniec dziennikarza „Rzeczpospolitej” nie wygląda na zbiór przypadków. I całe szczęście. Bo gdybyśmy mieli do czynienia z „odruchem patriotycznym” wśród rosyjskich bandytów czy chuliganów, to można by powiedzieć, że wiele miesięcy ostrej antypolskiej propagandy odniosło skutek. Taką spontaniczną niechęć likwiduje się latami. Badania socjologiczne wskazują jednak, że większość Rosjan odczuwa wobec Polski i Polaków sympatię. A sposób, w jaki dokonano napaści, wskazuje wyraźnie, że były to działania zaplanowane i sterowane.
Bandzior zdrowyna umyśle
Pobite osoby były obserwowane, a potem grupa mężczyzn napadała na nie: cios w tył głowy, skopanie leżącego, ucieczka. Nikomu niczego nie ukradziono. Żadnych wyzwisk i emocji w trakcie pobić. Jeśli tak wygląda chuligańska napaść, to mamy nowy model chuligaństwa. A dodajmy, że wszystkie cztery napady miały miejsce w okolicach, gdzie aż roi się od milicji, tajniaków i służb specjalnych. Zdrowy na umyśle bandzior na nikogo nie napadnie na Kutuzowskim Prospekcie czy pod murem ambasady.
Z dużym prawdopodobieństwem można powiedzieć, iż sprawcami moskiewskich pobić byli ludzie związani z jakimiś służbami specjalnymi.
Bez wątpienia czynnikiem skłaniającym jakiegoś generała do wydania decyzji – bić Polaków, była reakcja prezydenta Putina na napaść, jakiej w Warszawie uległy dzieci rosyjskich dyplomatów. Nie jest bowiem dyplomatyczną normą zabieranie głosu przez przywódcę mocarstwa po drobnym w sumie wypadku chuligaństwa w sąsiednim państwie. Wypowiedź prezydenta Rosji stała się więc jasnym sygnałem – zaostrzyć relacje z Polską. I zostało to wykonane. A że zrobiono to w stylu bananowej republiki? Cóż, polityka na obszarze postsowieckim nader często taki styl przyjmuje. Polityka – gdyż w ostatnich tygodniach mamy do czynienia z całą serią działań rosyjskich i białoruskich, skierowanych przeciwko Polsce.
Mroczny serial
Początkiem ponurego serialu stało się niezapowiedziane spotkanie prezydentów Putina i Łukaszenki w podmoskiewskim Zawidowie 20 lipca. Już samo miejsce miało znaczenie, gdyż rosyjski prezydent do swojej daczy zaprasza tylko starannie dobranych gości. A Łukaszenka był odsuwany od wszelkich gestów poufałości. Putin starał się demonstrować dystans wobec satrapy z Mińska. Tym razem jednak, zapewne pod wpływem ukraińskiej rewolucji i prób rewolucyjnych w Uzbekistanie, Kirgistanie i Azerbejdżanie, Rosjanie zdecydowali się na silne wsparcie reżimu na Białorusi.
Jak się wydaje, tutaj trzeba szukać klucza pozwalającego zrozumieć konflikt z Polską. Bo trzeba bardzo wyraźnie powiedzieć, iż ataki Łukaszenki na Związek Polaków na Białorusi, wojna dyplomatyczna, polegająca na wydalaniu dyplomatów, i wreszcie moskiewskie pobicia układają się w jeden logiczny ciąg wydarzeń. To nie są szaleństwa białoruskiego dyktatora ani wyraz niechęci Putina do Kwaśniewskiego, jak sugerują niektórzy komentatorzy. Rosjanie nie są głupcami, którzy w polityce kierują się emocjami. Ale cele antypolskiej akcji nie są jasne. I ich zdefiniowanie powinno być główną troską polskich polityków.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Jerzy Marek Nowakowski