inął rok pracy pierwszych polskich posłów do Parlamentu Europejskiego. Czy okazali się fachowcami? Jak reprezentują Polskę oraz polską rację stanu?
Rok temu ledwie piąta część uprawnionych do głosowania Polaków wybrała 54 eurodeputowanych. Obserwując ich pracę w Brukseli i Strasburgu (dwa oficjalne miejsca posiedzeń PE), dostrzec można podział na trzy grupy – wyraziste, choć liczebnie nierówne.
Fachowcy – światowcy
To zdecydowanie najmniej liczna grupa ludzi, którzy na arenie międzynarodowej czują się jak ryby w wodzie. Znają biegle język angielski lub francuski (nieraz oba). Wychodzą z inicjatywami wykraczającymi poza polskie środowisko, nawiązując kontakty z posłami zagranicznymi. Wyznaczyli sobie konkretne pola działania i pracują. Pracują, gdyż sumienne pełnienie funkcji posła europejskiego znacznie bliższe jest pracy urzędniczej niż polityce.
Posłowie fachowcy aktywnie włączają się w prace swoich komisji tematycznych i starają się odnieść sukces, wpływając na kształt tworzonych przez nie raportów i opinii. Fachowcy zwykle mniej czasu poświęcają na „gospodarskie” wizyty w okręgu wyborczym. Często mają na nie tylko jeden, dwa dni w miesiącu, bo każdy dzień roboczy (od poniedziałku do czwartku) spędzony w Polsce to ryzyko przeoczenia istotnej sprawy w Parlamencie Europejskim.
Pilni uczniowie
Druga co do liczebności grupa polskich MEP-ów (skrót często umieszczany po nazwisku posła, z ang. Member of the European Parlament, czyli poseł do Parlamentu Europejskiego) to ci, którzy rozpoczynając peł-nienie mandatu, umieli niewiele. Jednak ambicja i pracowitość (miejmy nadzieję, że również uczciwość względem wyborców) kazały zabrać im się do nauki. U wielu widać postępy. Najłatwiej zauważyć ewolucję osobowości. Rok temu cichaczem przemykali po rozległych korytarzach PE, unikając wzroku obcokrajowców. Głos zabierali rzadko i tylko tam, gdzie dostępne było polskie tłumaczenie.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Witold Naturski