Wylewanie francuskiego wina w Nowym Jorku i bojkot coca-coli we Francji, ironiczne artykuły prasowe i coraz ostrzejsze wypowiedzi polityków – tak wyglądały stosunki między Europą a Ameryką w ostatnich latach.
A w opozycji do nich opowieści o nowej Europie po szczycie Francja–Rosja–Niemcy oraz wyznanie prezydenta USA, że zajrzał w duszę prezydenta Putina. I dostrzegł tam dobre intencje. Wypowiedzi prezydenta i jego nowej sekretarz stanu Condoleezzy Rice przed wizytą były laniem oliwy na wzburzony Atlantyk. Na dodatek Bush dysponował dwoma potężnymi atutami. Jego europejscy partnerzy w ogromnej większości podczas wyborów prezydenckich w USA kibicowali Johnowi Kerry’emu. Kiedy Bush wygrał, i to zdecydowanie, wyglądali na zaskoczonych. Zdali sobie sprawę, iż konserwatyzm to tendencja trwała i ciesząca się poparciem większości Amerykanów.
Niesmak, jaki w socjalizujących elitach europejskich budzi fakt codziennej porannej modlitwy prezydenta wielkiego mocarstwa, nie mógł przesłonić Francuzom, Niemcom i Hiszpanom faktu, że Ameryka jest największym importerem europejskich towarów. Okazało się, że ogłoszona z wielkim zadęciem Strategia Lizbońska, zakładająca gospodarcze prześcignięcie Ameryki przez Europę, skończyła się klapą. Od chwili jej przyjęcia dystans powiększył się. Trzeba więc było po cichu wycofać się z idei „dogonienia i przegonienia”.
Na sporze atlantyckim Euro-pa traciła zdecydowanie więcej. Jednak dla Waszyngto-nu kłócenie się z Europą również nie było wygodne. Rozwiązanie konfliktów na Bliskim Wschodzie, w Iranie czy wschodniej Azji będzie zdecydowanie łatwiejsze, gdy Europa z Ameryką będą ze sobą współdziałały. Wybory parlamentarne w Iraku okazały się sukcesem. Wy-soka frekwencja i rozsądne decyzje podejmowane przez Irakijczyków dowiodły, że to Bush miał rację mówiąc, iż demokracja w świecie arabskim jest możliwa.
Amerykański prezydent przyjechał do Europy z dwoma komunikatami. Pierwszy, który nie wzbudził entuzjazmu, ale został pominięty milczeniem, to program konsekwentnej walki o demokrację w wymiarze globalnym. Mam wrażenie, że ogromny wpływ na takie spojrzenie wywarła „pomarańczowa rewolucja” na Ukrainie. Komunikat drugi brzmiał: chcemy partnerstwa z Europą widzianą jako całość. Z Europą, która się jednoczy. Po raz pierwszy prezydent Stanów Zjednoczonych zaczął swoją podróż od Brukseli i od spotkań wielostronnych. A to znaczy, że Waszyngton przestał widzieć we wspólnej polityce Unii Europejskiej zagrożenie. Przeciwnie, z amerykańskiego punktu widzenia lepiej, by stały fotel w Radzie Bezpieczeństwa ONZ zajęła Europa niż Niemcy.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Jerzy Marek Nowakowski