Jedni małżonkowie odkurzyli swoją miłość. Wielu już w trakcie separacji ponowiło przysięgę małżeńską. Inni wrócili do siebie po rozwodzie lub kryzysie, nawet gdy powodem rozstania była zdrada, obojętność lub nienawiść. Jak to możliwe?
Czechowice-Dziedzice. Kaplica domu rekolekcyjnego ojców jezuitów. Przez szklaną ścianę wlewa się słońce. Oświetla bladą twarz Tomka. Smukły brunet, 33-latek, podaje prawą dłoń Uli. Ona wbija wzrok w podłogę. Trzęsie się. Ks. Stanisław owija stułą ich splecione ręce. „Czy chcecie coraz doskonalej miłować się wzajemnie, biorąc za wzór ofiarną miłość Chrystusa, który oddał za nas swoje życie?” – pyta. Zapada cisza. Tomek sięga do lewej kieszeni spodni. Wyławia dwie obrączki: – „Nasze ślubne wyrzuciliśmy trzy lata temu, po rozwodzie”. Z oczu Uli spływa wodospad łez. Scenę tę obserwuje w skupieniu 60 małżonków. Czekają na swoją kolej, by odnowić przysięgę małżeńską. Jedni po 40 lub kilkunastu latach od ślubu, inni po dwóch. W dresach, dżinsach, w pantoflach. Bez błysku fleszy, kwiatów, dekoracji. Wielu z nich będzie obchodzić rocznicę tego, a nie pierwszego ślubowania.
Na sygnale na rekolekcje
W tym samym miejscu kilka miesięcy wcześniej stoi Grażyna z Wojtkiem. Przyjechali tu w trakcie separacji. Wojtek: – Pamiętam łzy w oczach żony, gdy po raz drugi mówiłem: „i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską…”. Wtedy dopiero zrozumiałem, jaka na mnie ciąży odpowiedzialność.
Grażyna: – Od tamtego czasu staliśmy się przyjaciółmi. Ale burza, jaką przeszliśmy i widmo rozwodu nie dawały cienia nadziei na taką zmianę. Wojtek, blondyn przy kości, zawsze pod krawatem. Grażyna, też blondynka, elegancki klasyczny kostium, delikatnie podkreślony makijaż, śnieżnobiały uśmiech. Dwóch dorastających synów i córka.
On zatrudnia prawie 100 osób w firmie produkującej AGD. Ona jest dyrektorką jednej ze szkół średnich. Wychowani w tradycji katolickiej, mocno przywiązani do Kościoła. Pobrali się 20 lat temu. Zamieszkali w wynajętym mieszkaniu. Wojtek: – Mówi się, że prawdziwym mężczyzną jest się dopiero, gdy spłodzi się syna, wybuduje dom i zasadzi drzewo. Pierwszy warunek spełniłem w dwójnasób. Nadeszła pora na wykonanie drugiego zadania. Budowa domu ruszyła z kopyta. Pomagali rodzice. Wszystko szło jak z płatka, on dostał fotel prezesa, ona w trakcie budowy skończyła studia i szybko awansowała na dyrektora. Udzielali się społecznie, oboje podjęli studia podyplomowe. Wojtek: – Nie było dla nas rzeczy niemożliwych. Wielu uważało nas za ludzi sukcesu i zazdrościło nam. Nie zauważyliśmy, a przynajmniej ja, że na wszystko i dla wszystkich mieliśmy czas, ale coraz mniej poświęcaliśmy go sobie i swoim dzieciom. Grażyna: – Wydawało mi się, że mamy te same priorytety, zasady, a nawet poglądy. Mąż dawał mi często odczuć, że jestem dla niego ważna. I tak wpadłam w rutynę. Byłam pewna, że mąż mnie kocha, a nawet myśli i czuje dokładnie to, co ja.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Joanna Bątkiewicz-Brożek